Po dwóch latach przyszedł czas na wyprowadzkę z Chiang Mai. 21go Marca wyjeżdżam do Wietnamu. Cieszę się na ten nowy rozdział, ale jestem też trochę smutna. Chiang Mai było pierwszym miejscem (nie licząc Łeby), gdzie poczułam się naprawdę jak w domu i gdzie byłam bardzo szczęśliwa.
Życie tutaj nauczyło mnie wiele i myślę, że stałam się też silniejsza i bardziej niezależna niż kiedykolwiek wcześniej. Oto lista 10 rzeczy za którymi będę szczególnie tęsknić po wyprowadzce z Chiang Mai.
W Chiang Mai panuje specyficzna atmosfera. To miasto, które jest duże, ale które również wydaje się małe. Uwielbiam te małe, klimatyczne uliczki, piękną przyozdobioną kwiatami fosę z fontannami. Lubię też siedzieć w kafejkach i obserwować toczące się na zewnątrz życie: przejeżdżających, lub przechodzących ludzi, panią z na przeciwka, sprzedającą nudle, pana pchającego stary, piszczący wózek z którego sprzedaje lody kokosowe z orzeszkami, błąkające się psy i palmy, lekko kołyszące się na wietrze.
Będę tęsknić za kolorowymi ulicami
Santhitam to dzielnica gdzie mieszkam. Jest ona coraz bardziej popularna wśród expatów, ale nadal zamieszkana jest w większości przez Tajów. Życie tutaj toczy się spokojnie, jak w małym miasteczku. W ciągu dnia większość ludzi chowa się w swoich sklepikach i barach, po ulicy przemykają co jakiś czas motory i w zasadzie nic się nie dzieje. Kiedy zapad zmrok Santhitam budzi się do życia: wystawiane są stragany z jedzeniem, zapalają się światła, a w lokalnych małych barach można spokojnie wypić piwo z lodem i poimprezować z tajską młodzieżą.
Na początku nie za bardzo lubiłam mój pokój, bo bardziej przypominał mi pokój hotelowy niż miejsce, gdzie można się poczuć jak w domu. W miarę upływu czasu pokochałam tę moją małą przestrzeń. Jako singielka lubiłam moje niedzielne wieczory przed telewizorem, oglądanie bardzo mało ambitnych filmów i opychanie się niezdrowymi przekąskami ze sklepu za rogiem.
Do tej pory nie wiem jak się nazywa. Ja nadałam mu imię Lou, bo przypomina mi Lou Beg’ę, tego od Mambo No 5. Lou nie mówi za bardzo po angielsku, ale jest najmilszym człowiekiem pod słońcem. Codziennie rano wita mnie z szerokim uśmiechem i pyta jak się mam. Jest zawsze pomocny, uprzejmy i zadowolony z życia. Czas od czasu próbuje uskutecznić ze mną małą rozmowę po tajsku, co zawsze pozwala mi poćwiczyć nieco język.
W Santhitam, z którego rzadko się ruszam, mam parę ulubionych knajpek. Niektóre z nich są takie małe, że nie mają nazwy.
Będę też tęsknić za Mr. Dżusem, który swoją małą sokowirówką i amatorskim blenderem robi najlepsze shake’i w mieście i wyciska ostatnie soki z owoców, stwarzając coś naprawdę wyjątkowego.
Będę też tęsknić za Siriwattana Market, na który chodzę kiedy mam ochotę na sałatki, lub pikantne tajskie dania.
Będę tęsknić za szerokim wyborem potraw na moim lokalnym markecie
Nigdy nie byłam dobrym kierowcą, o czym wiedzą wszyscy, którzy mnie znają. W Chiang Mai nie miałam wyboru i po prostu musiałam nauczyć się jeździć skuterem. Muszę powiedzieć, że wychodzi mi to nieźle, a nawet bardzo dobrze. Skuter stał się moim ulubionym środkiem transportu. Nie wyobrażam sobie bez niego życia. Chiang Mai położone jest w górach, więc łatwo jest tutaj z rana wskoczyć na skuter i po 10 minutach jazdy znaleźć się nad wodospadem, lub w jakiejś odległej wiosce.
Będę tęsknić za weekendowymi wyprawami na piwo nad pobliskie jezioro
Jak to bywa w podobnych krajach, lub miastach, w Chiang Mai mieszka duża liczba białych przyjezdnych. Są wśród nich prawdziwi dziwacy, ludzie z uzależnieniami, ci którzy przyjechali tutaj szukać młodej dziewczyny do towarzystwa, oraz ci co zupełnie zwariowali pod wpływem łatwego życia i alkoholu, ale są też ci (i tych jest większość), którzy są cudownymi, ciepłymi ludźmi i których jestem dumna nazywać swoimi przyjaciółmi. Część już wyjechała, ale część zostawiam i za nimi będę bardzo tęsknić.
Po 2 latach imprezowania życie nocne w Chiang Mai trochę mi się znudziło. Nadal jednak lubię chodzić do barów na piwo. Mam swoje ulubione miejsca, które odwiedzam prawie co tydzień. Będę nawet tęsknić za Zoe In Yellow i jego szaloną, backpackerską atmosferą i drogimi wiaderkami z alkoholem.
Będę tęsknić za życiem nocnym
Monique to nie dziewczyna, ale mój ulubiony salon kosmetyczny. Próbowałam w Chiang Mai wielu miejsc, ale zawsze było coś nie tak. Monique może nie ma atmosfery, którą można znaleźć w drogich salonach spa, nie gra tutaj cicha, relaksująca muzyka, nie pachnie tutaj kadzidełkami ani drogimi kosmetykami, ale dziewczyny tutaj robią bardzo dobry pedicure, oczyszczanie twarzy zawsze sprawia, że moja skóra jest jak u noworodka i masaż też jest niczego sobie.
Chiang Mai roi się od kafejek. Tutaj możesz pracować całą dobę z miejsc co-workingowych, zrelaksować się z książką, lub spotkać z przyjaciółmi w fajnej atmosferze. Mam nadzieję, że Hoi An również będzie miało do zaoferowania podobne miejsca.
Kiedy pierwszy raz przyjechałam do Chiang Mai, po zwiedzaniu świątyń w Myanmar i trekingach w Laosie, wydawało mi się ono nieco nudne. Jednak teraz wiem, że nie tylko to miasto ma wiele do zaoferowania, ale również jest idealnym miejscem do zamieszkania. Byłam tutaj naprawdę szczęśliwa, pokochałam Chiang Mai całym sercem i mam nadzieję, że kiedyś będę mogła tutaj jeszcze wrócić.