Życie za granicą

‘Już tu nie pracujesz’ – o tym jak zwalnia się nauczycieli w tajskich szkołach

Destinations

Tajlandia

Joanna Horanin

Podoba ci się moja strona?

Current condition

Pogoda Tajlandia

Częściowe zachmurzenie

30

Temperatura

Czuje się jak 34.4🥵

8

Indeks UV

Bardzo wysoki

3

Indeks jakości powietrza

Niezdrowa dla osób wrażliwych

Ostatnia aktualizacja o 20.04.2024, 00:00

Cześć, jestem Asia, autorka bloga The Blond Travels. W świecie Tajlandii i Portugalii czuję się jak ryba w wodzie - nie bez powodu! Tajlandię odkrywam od przeszło dekady, a w Portugalii jestem na dobre już od 6 lat. Moją misją jest wspierać Marzycieli - takich jak Ty - w odkrywaniu tych fascynujących krajów oraz pomagać zakochanym w nich znaleźć swoje własne miejsce na ziemi, i to najlepiej na stałe! Razem odkryjmy te unikatowe zakątki świata.

Moją koleżankę M zwolniono z pracy. O tak po prostu. Zaczęło się od spotkania, które miała ze swoją szefową, na które wezwano ją w czasie jej wakacji i na które musiała praktycznie biec z lotniska, bo właśnie wracała z urlopu na jednej z wysp. Na spotkaniu powiedziano jej, że dzieci i rodzice skarżą się, że jej lekcje są nudne. Z jednej strony, nie za bardzo mnie to zdziwiło. M jest dość specyficzną osobą, ma wspaniałe poczucie humoru i cudowną osobowość, ale w sytuacjach, gdzie musi przebywać z ludźmi, których nie zna, lub stanąć przed całą klasą i uczyć, staje się cicha i nieśmiała. Podczas naszego kursu TEFL przyglądałam się jednej z jej lekcji i muszę przyznać, że był to widok dość żenujący. Tajscy uczniowie lubią się bawić i jeśli nie zapewni im się gier, zabaw, lub samemu nie jest się klaunem to pojawiają się problemy, a M niestety żadnych z tych rzeczy nie potrafiła swoim uczniom zapewnić.

Tak czy siak, M pracowała w jednej z prywatnych szkół w Chiang Mai, gdzie rodzice płacą piramidy Bahtów za semestr i każda skarga na nauczyciela spotyka się z dość surowymi konsekwencjami. Pewnego dnia ktoś coś powiedział o M i jej lekcjach i zwołano wyżej wspomniane spotkanie, na którym nie tylko skrytykowano jej lekcje, ale też powiedziano jej, że od następnego semestru wszystkie jej zajęcia przejmie ktoś inny, a jej zostawiono jedną klasę, złożoną z tych trochę mniej uzdolnionych uczniów (w Tajlandii normalną praktyką jest oddzielanie uczniów zdolnych od tych, którzy sobie nie radzą. Często otwarcie nazywa się tych ostatnich po prostu ‘głupimi’).

Nowy semestr się zaczął i M uczyła swoją nową klasę przez około 2 tygodnie. W zeszły poniedziałek rano dowiedziała się, że odebrano jej i te zajęcia. Informację o tym M otrzymała od swojej znajomej, która miała przejąć jej lekcję i była tak samo tym faktem zaskoczona jak M. Nikt jej wcześniej o niczym nie powiedział. W nocy, z niedzieli na poniedziałek dostała maila od szefowej, który mówił, że od następnego dnia dochodzi jej jeszcze jedna klasa.

M spędziła cały poniedziałek siedząc w bibliotece i czekając na dyrektorkę. Przeczuwała, że może stracić pracę, ale nikt nie chciał jej nic powiedzieć. W końcu, około 14:00, dyrektorka zjawiła się i oznajmiła, że od tego właśnie momentu M jest bez pracy. W Tajlandii dla nas, białych expatów, nie ma czasu wypowiedzenia. Po prostu z dnia na dzień mówi nam się, że nie jesteśmy już potrzebni. Na szczęście dla M finanse na dzień dzisiejszy nie są większym problemem. Dzięki oszczędnościom może pozwolić sobie na spokojne szukanie drugiej pracy. Pozostaje jednak problem jej wizy. Pozwolenia na pracę i wizy wydawane są na odpowiedzialność pracodawcy. Jeśli tracisz pracę w ten sam dzień szkoła musi zawaidomić urząd imigracyjny i w tym samym dniu musisz opuścić kraj. Na szczęście szefowa M obiecała, że na jakiś czas wstrzyma się z powiadomieniem urzędu imigracyjnego, ale na jak długo? Nie wiadomo.

Problem zwolnień w Tajlandii jest szeroki i głęboki jak ocean. Historii podobnych do M jest dziesiątki. Na forach czytałam o nauczycielach, którym nigdy nic nie powiedziano. Zabrano im tylko zajęcia i pozwolono przychodzić do szkoły, kompletnie ich ignorując, aż sami byli zmuszeni do rezygnacji. Przeważnie w takich wypadkach uczniom nie mówi się o tym, gdzie podział się nauczyciel, który do niedawna uczył ich angielskiego. Zawsze najlepszą odpowiedzią na pytania jest ‘wrócił do swojego kraju’.

Powodów dla których zwalnia się tutaj nauczycieli jest wiele. Przeważnie są to osoby, które miały odwagę i czelność skrytykować system nauczania w danej szkole, książki, lub nawet jakość posiłków serwowanych na stołówce. Są też tacy, którzy po prostu nie spodobali się któremuś z pracowników szkoły i zostali podstępnie oskarżeni np. o krytkę dyrektora – co często mijało się z prawdą. Fakt jest taki, że jeśli któryś z tajskich nauczycieli chce się ciebie pozbyć to zrobi to, choćby zajęło mu to miesiące.

Są też oczywiście ludzie tacy jak M, którzy nie urodzili się, żeby być nauczycielami. Po prostu tego nie czują, nie potrafią się wyluzować i bawić razem z uczniami. Jest to na pewno dla nich problem, bo niby mieszkają w Tajlandii przez parę miesięcy i cieszą się pogodą i jedzeniem i wszystkim tym, co ten kraj oferuje, ale 7 godzin dziennie, przez 5 dni w tygodniu cierpią mordęgi. Czy im się to opłaca? M mówi, że tak…

Na kursie TEFL dyskutowaliśmy na temat jak uniknąć takich zwolnień. Powiedziano nam, że najlepiej się nie wychylać, nie sugerować zmian i nie podważać autorytetu przełożonego, zawsze robić to o co cię proszą. Jeśli coś cię irytuje, nigdy o tym nie mów głośno. Zaciskaj zęby. Prawda jest taka, że obojętnie co byś zrobił to systemu nie zmienisz, a prędzej się wykończysz.

Pewnie  teraz rysuje się wam przed oczami obraz zastraszonego expata, który z podkulonym ogonem biega po szkole. Nic nie jest dalsze od prawdy. Aż tak się zwonień nie boimy. Oczywiście, zawsze jest możliwość, że nas zwolnią i nic na to nie będziemy mogli poradzić, ale zawsze jest możliwość znalezienia nowej pracy, czy to w Chiang Mai, czy w jakimś innym mieście. Na dodatek certyfikat TEFL-a daje nam szansę znalezienia czegoś na całym świecie (ostatnio wśród nauczycieli popularne są takie kraje jak Kazahstan, Mongolia, czy Arabia Saudyjska, gdzie płace są 10-krotnie większe niż te w Azji, czy nawet na zachodzie). Nie taki więc diabeł straszny jak go malują, bo zawsze z czegoś złego pojawia się szansa na cos znacznie lepszego.