Cześć, jestem Asia, autorka bloga The Blond Travels. W świecie Tajlandii i Portugalii czuję się jak ryba w wodzie - nie bez powodu! Tajlandię odkrywam od przeszło dekady, a w Portugalii jestem na dobre już od 6 lat. Moją misją jest wspierać Marzycieli - takich jak Ty - w odkrywaniu tych fascynujących krajów oraz pomagać zakochanym w nich znaleźć swoje własne miejsce na ziemi, i to najlepiej na stałe! Razem odkryjmy te unikatowe zakątki świata.
Ten post powstał we współpracy z AirAsia i Find Folk, którzy razem stworzyli Journey D. Projekt ten ma za zadanie pomóc lokalnym społecznościom i przyciągnąć do nich więcej turystów.
Po drugiej stronie rzeki od Krabi Town możesz zobaczyć i doświadczyć zupełnie innego świata. Wyspa Koh Klang to oaza spokoju dla tych, którzy szukają go w Tajlandii i którzy nie chcą podążać za tłumem. Jest to miejsce warte zobaczenia jeżeli marzysz o naładowaniu baterii i odpoczynku od zgiełku turystycznych miejsc.
Myślę, że podczas wakacji w Krainie Uśmiechu łatwo jest zgubić się w ofertach wycieczek. Czasami, nawet jeżeli nie masz ochoty brać udziału w masowej turystyce, kończysz w grupie ściśniętych w vanie lub na łodzi i zaczyna wydawać Ci się, że Tajlandia nie ma nic do zaoferowania poza zatłoczonymi świątyniami i plażami. Widzisz więc te same miejsca co inny, starasz się odpoczywać w przepełnionych resortach i kiedy w końcu przychodzi czas powrotu, masz poczucie, że nigdy już tam nie wrócisz.
Oczywiście, jest to ekstremum. Wiele osób kocha Tajlandię i wraca tutaj co roku. Jednak, prawda jest taka, że aby oddalić się od turystycznych miejsc, nawiązać znajomości z lokalnymi mieszkańcami i nauczyć się czegoś naprawdę wartościowego, trzeba się nieco wysilić. Na szczęście, wyspa Koh Klang wcale nie jest tak daleko i można tam dojechać tanio i w bardzo prosty sposób.
Community Based Tourism, Koh Klang i Journey D
Koh Klang bierze udział w projekcie Community Based Tourism, inaczej CBT, który ma celu pomóc lokalnym społecznościom i przyciągnąć do nich więcej turystów, jednocześnie dbając o ekologię i promując świadome podróżowanie.
CBT jest głównym założeniem Journey D, projektu stworzonego przez AirAsia i Find Folk. Obie firmy starają się przedstawić turystom mniej znane zakątki Tajlandii. Ich wycieczki przeznaczone są osobom, które wolą podróżować świadomie i które chcą odwiedzić mniej znane miejsca.
Zanim opowiem Ci o moim pobycie na wyspie, chciałabym przedstawić Ci ją.
Koh Klang ma około 70 km długości, a więc nie jest taka duża. Mieszka na niej 5,000 osób. Większość z nich to farmerzy, inni trudnią się wyrobem rękodzieła.
Wyspa znajduje się zaraz przy Krabi Town. Jeżeli z miasta udasz się na wybrzeże rzeki i spojrzysz na drugą stronę, zobaczysz małe chatki. To jest właśnie Koh Klang.
Ludzie, którzy mieszkają na Koh Klang to w większości muzułmanie. Wyspa, między innymi z tego powodu, jest nieco inna niż pozostałe, turystyczne części kraju. Nie ma na niej świątyń buddyjskich, jest za to 7 meczetów. Alkohol i produkty zawierające wieprzowinę są zakazane, a odwiedzający proszeni są o ubieranie się i zachowywanie się w przyzwoity sposób.
Lokalni mieszkańcu są przesympatyczni i z otwartymi ramionami przyjmują gości. Warto jest spędzić tam parę dni i poznać lepiej społeczność, która tam żyje.
Dzień 1 na Koh Klang
Odebrano mnie z Krabi Town. Mat, mój lokalny przewodnik, zabrał mnie na przystań i wynajął jedną z łodzi.
Najpierw udaliśmy się do jaskini, która znajduje się bardzo blisko wyspy.
Khao Kanabnam to dość dobrze znane lokalsom jaskinia. Znajduje się po drugiej stronie rzeki od Krabi Town, blisko Koh Klang, u stóp skały, którą widać bardzo dobrze z przeciwległego brzegu. Było to kiedyś wejście do portu. Teraz stanowi ono cichą przystań dla paru turystów, którzy dają radę tutaj dotrzeć.
Sama jaskinia nie jest tak duża, ale na pewno jest miłą atrakcją, którą mogę polecić. Wiodą do niej schody, która wyglądają jakby stały tam od wieków. Nic bardziej mylnego. Bardzo podobne wybudowała tutaj niedawno ekipa filmowa Jackiego Chan’a. Po skończeniu filmu, schody zostały, ale drewno powoli zaczęło się niszczyć. Lokalny rząd postanowił więc wybudować nowe, ale w taki sposób, aby wyglądały na wiekowe.
Zaraz obok stoi drabina, a wyżej zobaczyć można mały otwór. Jest to pierwotne wejście do jaskini i nie jest dostępne dla turystów.
W środku podziwiać można wystawy archeologiczne. Nie ciesz się jednak zbyt wcześnie. Wszystkie one są nieprawdziwe i są jedynie przykładami tego, co znaleziono w okolicach.
W pewnym momencie zobaczysz wielki szkielet ludzki. Nie, to nie jest, a właściwie, nie był prawdziwy człowiek. Jest to wystawa, która przedstawia jedną z legend tajskich – walkę olbrzyma z wężem. Kiedy po raz pierwszy otwarto dla zwiedzających tę instalację, prasa wydrukowała artykuł twierdzący, że szkielet jest prawdziwy. Niektórzy Tajowie byli bardzo tym podekscytowani i wybuchł mały skandal, kiedy okazało się, że to tylko sztuka, a nie prawdziwy szkielet.
Na zewnątrz jaskini znajdziesz małpy! Nie zwracają one uwagi na ludzi, ale lepiej z nimi nie zaczynać. Te, z pozoru miłe, zwierzaki lubią kraść, a jak nie dostaną tego, czego chcą, to potrafią ugryźć lub zadrapać. Unikaj ich, chyba, że chcesz trafić do szpitala!
Z jaskini popłynęliśmy do wioski. Bardziej popularne i turystyczne wejście wiedzie przez las namorzynu. Uwielbiam takie atrakcje i kocham patrzeć jak światło przebija przez drzewa i odbija się od wody. Mogłabym tak płynąć godzinami!
Podobno lokalsi mówią na ten las ‘maszyna czasu’, bo przenosi on podróżnych z jednego świata do drugiego. To prawda! Nagle, z cywilizacji, z miasta pełnego barów i turystów, dostajesz się do malutkiej, cichej wioski. Przy samym brzegu są restauracje, sprzedające ryby i owoce morza, a nieco dalej znajdziesz ulice pierwszej wioski na Koh Klang.
Mat posadził mnie w taksówce i najpierw pojechaliśmy do mojego pensjonatu, gdzie miałam zostać na noc. Właściciel, bardzo pogodny starszy pan o imieniu Man (“jak Super-man”) pogadał ze mną chwilkę. Wymieniliśmy się spostrzeżeniami na temat życia na Koh Klang i w Krabi Town. Wspomniał też, że wieczorem zjemy kolację i przygotuje dla mnie coś specjalnego. Nie mogłam się doczekać!
Man is an owner of the Nisarin Homestay on Koh Klang. It’s extremely clean and the rooms are large and comfortable. There are no private bathrooms, but the shared ones are clean, too and of a good size. Man and his family organise lots of activities for their guests, including shopping at a local market and cooking dinner together. I highly recommend his place.
Man jest właścicielem Nisarin Homestay na Koh Klang. Jest to bardzo czyste miejsce z dużymi, wygodnymi pokojami. Nie ma tam prywatnych łazienek, ale wspólnych jest wystarczająco na te parę pokoi.
Przed wycieczką, poszłam na lunch do lokalnej restauracji, znajdującej się na brzegu rzeki. Główna restauracja skonstruowana została w taki sposób, że pływa na wodzie. Menu było dość długie, ale jeden z kelnerów mówił biegle po angielsku i polecił mi specjalność lokalu. Miałam ochotę na grilowaną rybę, ale okazało się, że trzeba byłoby na nią poczekać około 40 minut. Jako, że nie miałam aż tyle czasu, zamówiłam jedną rybę, przekrojoną na pół i zrobioną na dwa sposoby – jedna część była gotowana w sosie czosnkowym, druga – smażona na głębokim tłuszczu w sosie śliwkowym.
Ryba pochodzi z malutkiej farmy przy restauracji i każda wyławiana jest na miejscu. Myślę, że jest to raj dla osób lubiących ryby. Dla bardziej wrażliwych niestety nie jest to najlepsze miejsce. Jeżeli lubisz ryby, to jedna z restauracji na brzegu rzeki będzie idealna – nieważne która. Wszystkie oferują podobne menu.
Kiedy już się najadłam, wskoczyłam z powrotem do rikszy. Najpierw zabrano mnie do tzw. ‘rice centre’, gdzie można zobaczyć jak produkuje się ryż. Prowadzi go rodzina farmerów. Mają oni parę wystaw ze zdjęciami, oraz narzędzia, których niegdyś używano. Oprócz tego, można odwiedzić ich zakład produkcyjny i warsztat, gdzie buduje się sławne, tajskie łódki – long tail boats.
Zaraz obok domu stanęliśmy, aby podziwiać zielone ryżowe pola. Wyglądały naprawdę niezwykle przy niebieskim niebie. Parę rzeczy jednak mnie tam zasmuciło. Pierwsza to fakt, że w Tajlandii od wielu miesięcy nie padało. Z tego względu, ryż zaczął obumierać. Kobiety, które zbierały to, co jeszcze mogły uratować dostają za swoją ciężką pracę worek ryżu wart 300 Bahtów dziennie, co było drugą rzeczą, która sprawiła, że zrobiło mi się autentycznie przykro. Fakt, że uśmiechały się do mnie i żartowały nie zmienił pierwszego wrażenia niesprawiedliwości, której akurat byłam świadkiem. Przez całą wycieczkę o nich myślałam….Do tej pory o tym myślę. My, Europejczycy, nie doceniamy tego, co mamy.
Tego dnia, podobnie jak przy mojej wycieczce w Promlok, w planach były zajęcia kreatywne. Niektórzy mieszkańcy Koh Klang trudnią się wyrabianiem rękodzieła. A więc, zaraz z pola ryżowego pojechaliśmy do kolejnej wioski, gdzie zatrzymaliśmy się przy domu pewnej kobiety, która trudni się farbowaniem ubrań ekologicznymi, naturalnymi kolorami. Produkcja takich koszul, czy szali nie jest prosta….Oczywiście, okazało się, że nie jestem w tym najlepsza i moja nauczycielka zrobiła w większości wszystko za mnie. Nadal jednak bawiłam się świetnie ucząc się czegoś nowego. Wszystkie kolory uzyskiwane są z naturalnych składników takich jak kora drzewa, czy przyprawy. Ze względu na brak chemikaliów, kolory te blakną z czasem, ale na pewno taki szal, czy bluzka to bardzo miła pamiątka z pobytu na Koh Klang.
Resztę dnia spędziłam w rikszy, odwiedzając farmy, warsztaty i małe sklepy. Nie zmuszano mnie do kupowania niczego (aczkolwiek, sama, z własnej woli, kupiłam sobie kolczyki zrobione z kokosa) i nigdy nie czułam się zobligowana do wzięcia udziału w czymś, co mnie nie interesowało.
Mat był bardzo cierpliwy przez całą wycieczkę i tłumaczył mi wszystkie zawiłości kulturowe. Cały czas powtarzał, że celem mieszkańców Koh Klang jest sprowadzenie na wyspę turystów, którzy faktycznie interesują się kulturą. Nie chcą tam głośnych barów, czy sklepów z tanimi pamiątkami. Wszyscy pragną żyć w spokoju, jak dotąd, a jeżeli zarobią parę ekstra Bahtów dzięki turystów, będzie to dodatkowy bonus.
Warto wspomnieć, że Koh Klang to społeczność ludzi, którzy starają się utrzymać swoją tożsamość. Dlatego właśnie, alkohol, czy produkty zawierające wieprzowinę, są tutaj zakazane, podobnie jak kuse szorty i spódniczki. Skromny ubiór dotyczy także mężczyzn!
Kiedy wróciłam do swojego pokoju, miałam czas na odpoczynek, a niedługo potem czekał już na mnie prawdziwy tajski posiłek, który zjadłam w towarzystwie innych gości, siedząc na podłodze. Tajowie przeważnie jedzą w grupach, dzieląc się małymi daniami. Bardzo lubię ten sposób spożywania posiłków. Żadne z podanych dań nie było tradycyjne. Większość stanowiły ryby, owoce morza i sporo warzyw. Na deser były banany i herbata zrobiona z ziół, które rosły w przydomowym ogródku.
Dzień 2 na Koh Klang
Śniadanie też było piękne. Tym razem czekało na nas na stole, w ogrodzie. Wszystko było tak cudownie udekorowane, że aż szkoda było jeść!
I znowu, podawane dania i przekąski były zupełnie niepodobne do tego, co jadłam w Tajlandii wcześniej. Nie znam ich nazw, czy jak były zrobione, ale wszystkie smakowały lekko słodko i były bardzo pożywne.
Po śniadaniu odebrał mnie Mat i ruszyliśmy zobaczyć parę lokalnych domów. Zabrał mnie do jednego, który jest jego ulubionym. Była to drewniana chata na palach z werandą, otoczona zielonymi drzewami. Mat powiedział mi, że jest to typowy dom, jakich sporo jest na wyspie. Być może kiedyś go namaluje.
A skoro przy malowaniu jesteśmy – Mat jest bardzo utalentowany. Kiedyś studiował architekturę, a teraz prowadzi mały pensjonat w Koh Klang. Razem ze swoją uroczą żoną, Muną, wynajmuje pokoje turystom i organizuje im przeróżne aktywności. W jego domu goście mogą robić przeróżne rzeczy i, oprócz totalnego relaksu, dostępne są na przykład lekcje malowania pocztówek. Ja spróbowałam swoich sił i chciałam namalować łódkę…Wyszło jak zawsze, ale cały proces tworzenia była naprawdę bardzo przyjemny.
Żona Mata przygotowała dla mnie lunch – kao soi, oraz spaghetti z zielonym curry. Zaraz potem poczęstowała mnie domowej roboty lemoniadą. Wow! Chyba nie mogłam być bardziej szczęśliwa.
It was very sad to leave the island and Mat and Muna. I felt like it was an amazing experience, one that I will never forget. I really need to go back there some other time!
Było mi trochę smutno kiedy opuszczałam Munę i Mata. Było to dla mnie bardzo szczególne doświadczenie i wyspę Koh Klang na pewno jeszcze odwiedzę!
Pobyt na Koh Klang – transport, zakwaterowanie, jedzenie
Bardzo łatwo możesz dostać się z Krabi Town do Koh Klang. W wycieczkach Journey D wliczony jest przejazd łódką. Jeżeli chcesz udać się tam na własną rękę, przepłynięcie na drugą stronę powinno kosztować 10 Bahtów.
Na wyspie jest dużo opcji zakwaterowania. Polecam dwa miejsca: Nisarin i Kid Thung. Jeżeli jedziesz z Journey D, to na pewno zatrzymasz się w jednym z tych pensjonatów.
Mieszkańcy wyspy nie jedzą typowych, tajskich dań, jakie znasz z innych miejsc. Bardzo lubią ryby i na pewno są one tutaj bardzo świeże. Jeżeli chcesz zjeść dobre owoce morza lub ryby, udaj się do przystani, gdzie znajdziesz parę restauracji z bardzo świeżą rybą. Właściciele Twojego pensjonatu na pewno także Ci coś ugotują. Podczas wycieczki z Journey D będzie serwowany lunch, kolacja i śniadanie następnego dnia.
Jak zarezerwować wycieczkę na Koh Klang?
Możesz zabukować wycieczkę przez stronę Journey D. Program możesz dostosować do swoich potrzeb.
Dodatkowe informacje
Pamiętaj, że Koh Klang i wycieczki z Journey D są nieco inne. Jesteś tam czyimś gościem. Bądź wyrozumiały. Zadawaj pytania, bądź przyjacielski i otwarty i traktuj swojego przewodnika jak znajomego, a spędzisz na Koh Klang naprawdę świetne chwile.
Masz pytania? Sugestie? Chcesz podzielić się spostrzeżeniami? Nie krępuj się! Zostaw komentarz!