My Son to kompleks starożytnych świątyń, otoczonych strumieniami, górami i zieloną dżunglą. Budowle pochodzą z okresu od 7-go do 13- go wieku naszej ery i zostały wybudowane przez królów władających Królestwem Champa – terenami, które dzisiaj tworzą Centralny Wietnam.
Część świątyń po wiekach wojen oraz różnych kataklizmów przetrwała i dzisiaj można podziwiać pozostałości 70-ściu z nich. Są one dowodem na istnienie bardzo rozwiniętej wówczas cywilizacji oraz na wpływ jaki na dzisiejszy Wietnam miały inne kultury, takie jak hinduska i chińska.
Niektóre ze świątyń nadal stoją i można sobie łatwo wyobrazić jak wyglądał cały kompleks
My Son znajduje się godzinę jazdy od Da Nang i Hoi An, oraz 3 godziny od Hue. Biura turystyczne w Wietnamie Centralnym sprzedają całodniowe wycieczki do My Son. Można też dojechać tam samemu. My oczywiście wybraliśmy tę ostatnią opcję. Jazda skuterem do My Son okazała się jednak wyzwaniem. Drogi w Wietnamie są nie tylko zatłoczone, ale również niebezpieczne. Wielkie ciężarówki i autobusy wyprzedzają się wzajemnie na wąskich drogach, kierowcy nie rozglądają się w ogóle, dzieciaki mkną na rowerach, przechodnie przebiegają przez jezdnię bez ostrzeżenia. Totalny chaos! Jeśli więc wybierasz się do My Son skuterem, upewnij się, że masz ważne ubezpieczenie i nie zapomnij włożyć kasku.
Droga do My Son nie była interesująca. Dopiero pod koniec okolica nagle zmieniła się i już do końca jechaliśmy wiejską drogą, otoczoną polami ryżowymi i górami.
Wstęp do My Son kosztuje 150,000 VND. Za parking płaci się dodatkowo 10,000 VND.
My Son to ciche is spokojne miejsce
Małe muzeum znajduje się zaraz po budce z biletami. Tutaj można dowiedzieć się nieco więcej o świątyniach My Son. Zdjęcie Kazimierza Kwiatkowskiego, polskiego architekta który pomagał w ekskawacji My Son, oraz uratował Hoi An od wyburzenia, widnieje tutaj na pierwszym miejscu. W Polsce jest on zupełnie nieznany, a w Wietnamie wielbiony jest jak bohater. Ma on nawet swój mały pomnik w Hoi An.
Kwiatkowski w Wietnamie znany jest po prostu jako ‘Kazik’
Świątynie My Son schowane są głęboko w dżungli i trzeba do nich dojechać specjalnym elektrycznym samochodem. Pojazdy odbierają odwiedzających spod małego sklepu, znajdującego się zaraz za muzeum i główną bramą.
Cały teren jest spory, ale trudno się tutaj zgubić. Wszystkie ruiny są dokładnie oznaczone. Możesz też poczytać co dokładnie znaczą litery i cyfry, które widnieją na tablicach informacyjnych. Tak na przykład E1 to budynki pochodzące z późnego okresu i oznaczające zmierzch sztuki Champa. A1 to złoty wiek królestwa. Przypatrz się dobrze detalom, które mogą przypominać te, występujące w świątyniach na terenie Chin oraz Indii.
My Son jest na liście międzynarodowego dziedzictwa kulturowego UNESCO
Ruiny My Son nie są tak wielkie i imponujące jak Angkor Wat, ale dzięki lokalizacji oraz znacznie mniejszej liczby turystów, jest to miejsce owiane atmosferą tajemnicy.
Muszę przyznać, że My Son bardzo mi się podobało. Jedyną rzeczą jaka mi dokuczała była temperatura. W południe było tak gorąco, że miałam wrażenie, że słońce wypala mi dziurę w czaszce. Jednak plusem wcześniejszego zwiedzania było to, że byliśmy tam prawie kompletnie sami. Większość turystów odwiedza My Son po godzinie 3, aby uniknąć lejącego się z nieba gorąca.
Przypatrz się dobrze detalom
Na zakończenie obejrzeliśmy pokaz tradycyjnego tańca, który w My Son odbywa się trzy razy dziennie: o 9:30, 10:30 i 2:30. Nie mogłam się napatrzeć na piękne tancerki, poruszające się z gracją w rytm muzyki.
My Son jest cudownym miejscem do zwiedzenia. Podobało mi się tam o wiele bardziej niż zatłoczony Angkor Wat. Jest coś tajemniczego w tych pięknych ruinach. Otaczająca dżungla, śpiewające ptaki oraz cykady dodają My Son jeszcze więcej uroku.
Świątynie My Son zbudowane zostały przy użyciu piaskowca