Bez kategorii

Pamiętnik z Podróży: Sprawdzian z tajskiego

Destinations

Tajlandia

Joanna Horanin

Podoba ci się moja strona?

Current condition

Pogoda Tajlandia

Częściowe zachmurzenie

31

Temperatura

Czuje się jak 37.1🥵

1

Indeks UV

Niski

2

Indeks jakości powietrza

Średnia

Ostatnia aktualizacja o 23.04.2024, 16:00

Cześć, jestem Asia, autorka bloga The Blond Travels. W świecie Tajlandii i Portugalii czuję się jak ryba w wodzie - nie bez powodu! Tajlandię odkrywam od przeszło dekady, a w Portugalii jestem na dobre już od 6 lat. Moją misją jest wspierać Marzycieli - takich jak Ty - w odkrywaniu tych fascynujących krajów oraz pomagać zakochanym w nich znaleźć swoje własne miejsce na ziemi, i to najlepiej na stałe! Razem odkryjmy te unikatowe zakątki świata.

‘Powiedz mu, że podoba mi się muzyka’ – nagabywał mnie Chris, szukając w spodniach portfela. Siedzieliśmy w małym, przydrożnym barze, gdzie z głośników rozbrzmiewała tajska muzyka pop. Kończyliśmy właśnie kolację i Chris znowu próbował mnie zmuszać do powiedzenia paru zdań po tajsku. Kelner – drobny, młody chłopaczek – uśmiechał się nieśmiało i czekał aż uregulujemy rachunek.
‘Kao bok waa, kao chob pleang tee nee’ – wydukałam.
Na twarzy kelnera pojawiła się najpierw konsternacja i niezrozumienie (co zawsze wywoływało u mnie poczucie zażenowania), aby po chwili zamienić się w szok i rozbawienie (co przeważnie dodawało mi nieco odwagi).
‘Put pasaa thai geang mak loei!’ (Mówisz bardzo dobrze po tajsku) – odpowiedział, uśmiechając się przy tym szeroko. Podziękowałam grzecznie, czując ulgę, że znowu ktoś był w stanie mnie zrozumieć.

Tajskiego uczę się od 2 lat z przerwami. Kiedy mieszkałam w Chiang Mai, w ogóle nie wysilałam, się, aby ten język poznać. Na lekcje zaczęłam chodzić zaraz przed wyprowadzką. Teraz mam zajęcia online i korzystam z aplikacji i darmowych materiałów. Jest to na pewno zbyt mało, aby uczyć się szybko i efektywnie.

Często wydaje mi się, że idzie mi jak po grudzie. Uczę się miesiąc, później coś wypada i przestaję. Swoim uczniom zawsze mówię, że trzeba przysiadać do nauki codziennie. Sama chyba nie jestem dobrym przykładem. Przed ostatnim wyjazdem miałam już rzucić to wszystko i przestać się uczyć, ale pobyt w Tajlandii sprawił, że mam ochotę na więcej. Wróciłam więc z większą motywacją, bo teraz widzę, że mogę powiedzieć więcej niż mi się wydaje.

Kiedy wsiadałam do samolotu do Tajlandii, postanowiłam sobie, że będę mówić jak najwięcej. Mój pierwszy kontakt z tajskim był na lotnisku, kiedy kupowaliśmy kartę Sim. Stałam w kolejce, dokładnie analizując co powiem, starając przypomnieć sobie dokładnie tony. Nieco drżały mi ręce, trochę z nerwów, trochę z podekscytowania. Wiedziałam, że Tajowie z reguły są mili i pewnie będą starali się mi pomóc w razie problemów. Nie przypuszczałam jednak, że spotkam się z taką życzliwością!

Sprzedawca był zachwycony tym, że mówiłam po tajsku. Nawet, kiedy na początku miał problemy ze zrozumieniem, to i tak mnie pochwalił, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Wow! To był dla mnie kop motywacyjny!
Tego dnia mówiłam po tajsku wszędzie – od hotelu, po restauracje i salon masażu.

W Nakhon Si Thammarat udaliśmy się na wycieczkę z Promlok Community. Były z nami dwie panie, które w ogóle nie mówiły po angielsku i starszy przewodnik, który był również naszym tłumaczem. Mimo nalegań Chrisa, na początku nie przyznawałam się, że mówię po tajsku. Było mi jakoś głupio.

Przez pierwszych parę godzin, nasze dwie towarzyszki przyjemnie się uśmiechały i trzymały się z tyłu. W końcu postanowiłam je zagadać:
‘Khun kit waa tong tiaw bua, mai?’ – Uważasz, że ta wycieczka jest nudna? – zapytałam.
To otworzyło totalnie nowe drzwi do znajomości. Nagle znaleźliśmy się nie z przewodnikami, a z przyjaciółmi, którzy pokazywali nam wszystko, próbowali nam wyjaśnić skomplikowane sprawy, mimo, że mój tajski nie był na takim poziomie, aby to zrozumieć. Zabrali nas w cudowne miejsca, opowiadając o lokalnej kulturze i ich życiu. Poznałam ich rodzinę, byłam u nich w domu. A na koniec, zupełnie nie po tajsku, przytulili mnie mocno i wyściskali.

Tak było praktycznie zawsze, kiedy mówiłam po tajsku i nawet w sytuacjach, kiedy ciężko było mnie zrozumieć, Tajowie pomagali, poprawiali i dodawali mi otuchy i zawsze mówili, że bardzo dobrze mówię po tajsku, chociaż wiadomo było, że to nieprawda.

Na Koh Yao Yai właścicielka małego baru wypytała mnie o wszystko, o co tylko mogła. Na Koh Lancie każdy Taj i każda Tajka, kiedy tylko powiedziałam coś więcej po tajsku, nie mogli się nadziwić. Za każdym razem byłam z siebie bardzo dumna.

Czasami też zdarzały się mniej miłe sytuacje. Na przykład wtedy, kiedy na Koh Yao Noi kelnerka czekając aż wydukam zamówienie, z niecierpliwością powiedziała, żebym mówiła po angielsku. Często było tak, że ja mówiłam po tajsku, a druga osoba po angielsku, co często mnie frustrowało. Przecież ja wysilałam się po to, żeby im także ułatwić zadanie. A może im wcale tego nie ułatwiałam?

Miałam też chwile, kiedy autentycznie nie chciało mi się używać tajskiego. To jest chyba takie trochę przekleństwo mówienia biegle po angielsku. W końcu wszędzie się nim dogadasz i jak masz gorszy dzień, to zawsze można na niego przejść.
Na przykład w Chiang Mai, oprócz zamawiania jedzenia, nie starałam się ćwiczyć języka. Bardzo się tam rozleniwiłam, polegając całkowicie na moim angielskim.

To, że w ogóle udało mi się ćwiczyć tajski było także zasługą Chrisa. To on co chwilę popychał mnie do tego, abym coś powiedziała.
Nigdy nie zapomnę, kiedy w pizzerii kazał mi się zapytać kelnera jaka jest jego ulubiona pizza, co doprowadziło do bardzo przyjemnej konwersacji i nawiązania nowej znajomości.
Chris nauczył się paru zwrotów i wykorzystywał je do zagadywania innych. A kiedy ci próbowali nawiązać konwersację, on wskazywał na mnie i mówił: ‘Pom mai put pasaa tai. Fern kong pom put pasaa tai.’ – ja nie mówię po tajsku. Moja dziewczyna mówi po tajsku. To z kolei prowadziło do tego, że dana osoba zagadywała mnie i mogliśmy sobie porozmawiać.

Wiem, że z moją wrodzoną nieśmiałością, bez Chrisa te konwersacje ograniczyłyby się tylko do standardowych formułek zamawiania jedzenia w knajpie i pytania o drogę.

Z tego doświadczenia wyniosłam jedno – nie można wstydzić się mówić. Jeżeli chce się robić postępy, to trzeba wykorzystywać każdą sytuację, aby rozmawiać. Należy przeskoczyć swój wstyd i skrępowanie i próbować tyle razy, ile trzeba.

W czasie tego pobytu dowiedziałam się też więcej o swoich brakach. Nie rozumiem tego, co jest mówione na ulicy. Zrozumiem sprzedawcę i kogoś, kto mówi bardzo wolno. Natomiast konwersacje między lokalnymi mieszkańcami są nadal dla mnie zagadką.
Nie umiem jeszcze wytłumaczyć przez telefon kierowcy gdzie mam mnie odebrać i gdzie się znajduję.
Mój tajski na razie ogranicza się do turystycznych rozmów i small talku. To prawda, że z Tajami rzadko można porozmawiać na inne tematy niż pogoda, jedzenie i parę innych spraw, ale bardzo, bardzo chciałabym w przyszłości swobodnie porozumiewać się tak, jak to robię w języku angielskim.

Przede mną długa droga, godziny nauki, wytężonej pracy. Ale kiedyś tam dojdę, kiedyś będę mowić biegle po tajsku.

Pamiętnik z Podróży to seria osobistych postów. Nie znajdziesz tutaj linków afiliacyjnych. Przeczytasz za to o przygodach, przemyśleniach i kulisach pracy nad The Blond Travels.