Myślę, że nie pojechałabym do Tajlandii w tym roku gdyby nie to, że w marcu 2021 kupiliśmy bilety w promocji i szkoda nam było z nich rezygnować. Napaliliśmy się strasznie na wyjazd. Perspektywa spędzenia zimy w Portugalii nie napawała optymizmem. Byliśmy zdeterminowani.
W listopadzie 2021 roku Tajlandia wprowadziła programy, które miały ułatwić turystom wjazd do Tajlandii. Najprostszą dla nas opcją był program Test & Go, który oferował zaszczepionym osobom z 61 państw wjazd do Królestwa z tylko jednym dniem kwarantanny w hotelu specjalnie do tego przeznaczonym. Idealna opcja dla nas.
Niestety, w grudniu, sytuacja pandemiczna zaczęła się zmieniać i pojawienie się nowej odmiany wirusa spowodowało, że tajski rząd zmienił zasady. Przez tydzień, przed samym naszym wyjazdem, ministrowie debatowali nad tym czy wpuszczać osoby z programu Test&Go. Nasza wycieczka stanęła pod znakiem zapytania. Naprawdę nie chcieliśmy jechać i siedzieć na kwarantannie w resorcie za 400 Euro za tydzień.
Na parę dni przed terminem okazało się jednak, że możemy jechać bez przeszkód. Szybko się więc spakowaliśmy i wyruszyliśmy w drogę.
Aby wjechać do Tajlandii w tamtym czasie musieliśmy mieć:
Wszystkie dokumenty przed wylotem były dokładnie sprawdzane przez obsługę lotu.
Po wylądowaniu przeszliśmy do terminalu lotniska. Posadzono nas na krzesełkach w rzędzie i kazano wyciągnąć wszystkie wymagane dokumenty. Dwukrotnie je sprawdzano. Następnie przeszliśmy do kolejnej kolejki, gdzie obsługa lotniska wklepywała nasze dane i skanowała papiery. Dodatkowo, dostaliśmy różowy dokument z kodem QR, który mieliśmy trzymać do drugiego testu PCR.
Przejście przez kontrolę paszportową było chyba najłatwiejsze, jakie do tej pory miałam w Tajlandii. Zawsze są tu kolejki i trwa to wieki. Tym razem nie było prawie w ogóle ludzi i wszystko załatwiliśmy w parę minut.
Następnie, odebraliśmy bagaż, kupiliśmy kartę SIM i udaliśmy się do wyjścia.
Wcześniej hotel poinformował nas, że mamy iść do bramki numer 10 i tam będzie już na nas ktoś czekał. Zajęło nam parę minut, aby w tłoku i tłumie czekających na gości przewoźników hotelowych znaleźć osobę, która miała nam pomóc dostać się na miejsce. (W tym czasie wymogiem przyjazdu do Tajlandii było zabukowanie przewozu z lotniska do hotelu i nie było możliwości złapania taksówki.)
Na kierowcę czekaliśmy 10 minut, a sam przejazd zajął około pół godziny, co było chyba rekordem, bo zawsze dostanie się do centrum Bangkoku jest o wiele bardziej czasochłonne.
W hotelu zmierzono nam temperaturę i przydzielono pokój. Mieliśmy czekać na test PCR.
Pierwszy test na koronawirusa w Tajlandii otrzymaliśmy po godzinie pobytu. Przed hotelem stał specjalny van. Tył samochodu miał pleksę za którą stała pielęgniarka w ubraniu ochronnym. Aby zrobić test należało stanąć na specjalnych schodkach. Pielęgniarka wkładała ręce w specjalne otwory i przeprowadzała test. Wymaz w Tajlandii pobiera się z gardła i z jednej dziurki od nosa.
Po teście musieliśmy siedzieć w pokoju do momentu otrzymania wyników.
Następnego dnia rano dostaliśmy rezultaty na email – oba testy wyszły negatywne. Byliśmy wolni i mogliśmy udać się na zwiedzanie.
Drugi test PCR w Tajlandii, według nowych zasad, należało zrobić piątego dnia pobytu. W naszym przypadku był to pierwszy dzień w Chiang Mai.
Jeszcze będąc w Sukothai, przed wyjazdem na północ, próbowałam się dowiedzieć gdzie i jak można zgłosić się na test. Znalazłam wykaz szpitali, które takie test robią. W Chiang Mai było ich 2 – Lanna Hospital, oraz rządowy szpital, położony poza miastem.
Na stronie Lanny była informacja, że można skontaktować się z nimi przez aplikację Line, co od razu zrobiliśmy, ale nie otrzymaliśmy w ogóle odpowiedzi.
Napisałam więc do hotelu z prośbą, aby nas umówili. Hotel poinformował nas, że testy robione są w Lannie rano i najlepiej wybrać się tam o 6 rano, bo ludzi jest sporo i szpital jest w stanie wykonać tylko 100 testów dziennie.
Po przyjeździe, zaraz na drugi dzień, wybraliśmy się do szpitala przed 6 rano.
Byliśmy jednymi z pierwszych. Kupiliśmy sobie tościki i kawę w 7-11 i cierpliwie czekaliśmy na naszą kolej.
O 8 rano pielęgniarki rozdały numery kolejki czekającym pacjentom. Ludzi było naprawdę sporo, więc opłacało się wstawać o 5. Na początku wypełniliśmy formularze, oddaliśmy paszporty do skopiowania i chwilę później byliśmy już po testach. (Te również wróciły negatywne.)
Testy PCR przeprowadzane są w Tajlandii w prywatnych szpitalach i klinikach. Kosztują od 2500-3000 Bhatów. Darmowe testy są dostępne w wyznaczonych placówkach, ale jest ich ograniczona ilość.
Podsumowując, mogę powiedzieć, że pomimo początkowego stresu związanego z ciągłymi zmianami w przepisach, cała procedura Test&Go, oraz wjazd do Tajlandii w pandemii poszły całkiem sprawnie i bez większych problemów.
Nie namawiam jednak do podróży tutaj w tym okresie. Na pewno jest lepiej poczekać aż pandemia przejdzie i nieco wszystko się uspokoi. Być może już pod zima 2022 roku będzie o wiele lepsza w tym zakresie.