
Podróże
Moja podróż na São Miguel: plan na 5 dni, porady i wrażenia
Destinations

Joanna Horanin

Cześć, jestem Asia, autorka bloga The Blond Travels. W świecie Tajlandii i Portugalii czuję się jak ryba w wodzie - nie bez powodu! Tajlandię odkrywam od przeszło dekady, a w Portugalii jestem na dobre już od 6 lat. Moją misją jest wspierać Marzycieli - takich jak Ty - w odkrywaniu tych fascynujących krajów oraz pomagać zakochanym w nich znaleźć swoje własne miejsce na ziemi, i to najlepiej na stałe! Razem odkryjmy te unikatowe zakątki świata.
Azory mają w sobie coś absolutnie magicznego. Już po wyjściu z samolotu czuć różnicę — świeże, rześkie powietrze otula Cię i daje pierwszą zapowiedź tego, co Cię czeka. São Miguel, największa z wysp, przywitała mnie spokojem, soczystą zielenią i niesamowitymi krajobrazami. Moja podróż była idealnym połączeniem relaksu, odkrywania nowych miejsc i bliskości z naturą.
Planujesz wyjazd na Azory? A może dopiero szukasz inspiracji? W tym wpisie opowiem Ci, jak wyglądał mój 5-dniowy pobyt na São Miguel — dzień po dniu — i podzielę się praktycznymi wskazówkami, które pomogą Ci zaplanować własną przygodę.

São Miguel to największa wyspa na Azorach. Słynie przede wszystkim z przepięknych widoków, z zieleni i bogatej flory i fauny. Dzięki obecności wulkanów, ukształtowanie terenu jest tutaj zupełnie inne od tego, co spotkasz w Portugalii kontynentalnej. Atrakcji również nie brakuje i nawet tydzień nie wystarczy, aby zobaczyć wszystko i każdy zakątek wyspy.
Wcześniej byłam już na wsypie Terceira, która również jest ciekawym miejscem. Tym razem szukałam nieco większej wyspy, aby móc zapełnić tydzień pobytu różnymi aktywnościami. Zależało mi przede wszystkim na bliskości natury, zieleni i dostępności szlaków trekkingowych, bo uwielbiam piesze wycieczki.
Kiedy podróżuję w takie miejsca jak São Miguel lubię wstać wcześniej, zjeść szybko śniadanie i udać się na wycieczkę. Przeważnie spędzam dzień aktywnie aż do wieczora. Jem lekki lunch. Popołudniu odpoczywam na kwaterze, aby wieczorem znaleźć dobrą restaurację i zjeść suty posiłek. Mój styl podróżowania jest pomieszaniem aktywnego spędzania czasu i relaksu. Jeżeli jest to coś, co lubisz, czytaj dalej. Powiem Ci jak spędzić tydzień na Wyspie São Miguel. Ten artykuł jest miksem moich wspomnień i porad. Mam nadzieję, że Ci się przyda.
Jeżeli chcesz więcej i potrzebujesz skrótu tego planu, możesz go ściągnąć za darmo poniżej.
Przyjazd i pierwsze wrażenia
Nasz lot był opóźniony ponad 2 godziny. Na São Miguel dojechaliśmy więc dość późno. Jeszcze przed wylotem zadzwoniłam do wypożyczalni aut, aby się upewnić, że samochód, który zabukowałam będzie na nas czekał.
Na São Miguel, jak i na innych wyspach, jest ograniczona ilość wypożyczalni i samochodów. Może się zdarzyć, że przy opóźnieniach, Twoje auto zostanie oddane komuś innemu. Dlatego też od razu skontaktowałam się z numerem podanym na potwierdzeniu, które dostałam od Discover Cars, gdzie rezerwowałam nasze auto.
Po wylądowaniu, pracownik wypożyczalni odebrał nas z lotniska i zawiózł do biura. Tam dosyć szybko załatwiliśmy formalności, wsiedliśmy do naszego Fiata Pandy i ruszyliśmy przed siebie. Już po wyjeździe na główną drogę, mogliśmy podziwiać zielone wzgórza i pasące się na nich krowy, z których słyną Azory. Szosa była dwupasmówką i drogą szybkiego ruchu, ale to nie przeszkadzało nam w tym, aby zachwycać się tym, co rozciągało się przed nami. Pierwsze 15 minut i już byłam zakochana w wyspie.

Nasze zakwaterowanie było daleko na wschodzie, gdzie w okolicach nie było ani jednego sklepu, supermarketu, czy baru. Zboczyliśmy więc nieco w głąb lądu i gdzieś w polu znaleźliśmy bar z fast foodem. W środku zajęty był jeden stolik, przy którym 3-osobowa rodzina kończyła właśnie sutą kolację. Kiedy weszliśmy cała trójka przestała jeść i bacznie nas obserwowała. Obsługa przystanęła i ze zdziwieniem przyglądała się nam, kiedy zajęliśmy stolik. W karcie widniały tylko hamburgery i bifana w dwóch wersjach – grande i normal. Zamówiłam więc tę ostatnią. Pyś wziął hamburgera. Oboje mieliśmy nadzieję, że jedzenie będzie zjadliwe. Moja bifana była największą bifaną, jaką jadłam w życiu! Normalnie, jest to bułka z mięsem robionym w specjalnym sosie. Jej wielkość zależy od wykonania, ale tutaj była ona ogromna. W środku, oprócz mięsa, była sałata i jeszcze jakieś warzywne dodatki. Nie było to może najlepsze, ale na pewno szybko zabiło głód.
Kiedy dojechaliśmy do zakwaterowania, było już po 22. Dom, w którym mieliśmy pokój, stał na małym wzgórzu i pokryty był ciemnością. Wydawało się, że nikogo nie ma w środku. Zadzwoniłam dzwonkiem przy drzwiach raz, drugi, trzeci, czwarty. Niedaleko zaczął ujadać pies, a z domu obok wyszedł sąsiad. Zapytałam czy nie wie gdzie są właściciele, a ten niewiele mówiąc, pobiegł do małego domku, stojącego parę metrów dalej. Sąsiad zapukał, wymienił parę zdań ze starszą panią, która z niego wyszła i wrócił do siebie.

Ubezpieczenie podróżnicze dla turystów, nomadów i osób wybierających się na workation. Ważne w niemal wszystkich krajach.
Zobacz szczegóły.Pani Sandra serdecznie nas przywitała i rozpoczęła monolog, który trwał jeszcze bardzo długo. Mówiła jak szła z nami otworzyć drzwi do domu, jak pokazywała nam wnętrze i nasze zakwaterowanie. Potok słów przerywała tylko na moje pytania. Wszystko oczywiście było po portugalsku, z akcentem, który bardziej przypominał francuski niż portugalski. Nie wiem czy w ogóle zauważyła, że wielu rzeczy nie byłam w stanie zrozumieć.
Zakwaterowanie, podobnie jak auto, zabukowałam dość późno. Nie było już wtedy na wyspie nic w rozsądnej cenie. Z pewnych wahaniem zarezerwowałam ten guesthouse. Pani Sandra była bardzo miła, ale jak się okazało to, co oferowała, trochę jednak nie odpowiadało ani opisowi na booking.com, ani moim i Pysia wymaganiom. Wiedzieliśmy, że pokój będzie do wspólnej łazienki i to było dla nas do przyjęcia. Natomiast, na miejscu okazało się, że nie tylko nie mamy prysznica, ale także toaleta jest zepsuta. Załatwiać mieliśmy się więc do bidetu, a na “więcej” i aby skorzystać z prysznica, musieliśmy chodzić do góry, gdzie była jedna łazienka na 5 pozostałych pokoi. Nasz pokój śmierdział wilgocią i tylko otwarcie okna przez cały czas ratowało nas przed uduszeniem się. Pani Sandra nie rozumiała niestety dlaczego z całej sytuacji nie jesteśmy zadowoleni i wzruszyła tylko ramionami na skargę dzielenia się łazienką.
Na szczęście, plan zwiedzania São Miguel mieliśmy dość intensywny, więc wiedzieliśmy, że nie musimy spędzać tam całego czasu.
Pro Tip: Rezerwuj auto i zakwaterowanie z wyprzedzeniem i nie czekaj na ostatnią chwilę, zwłaszcza, jeżeli jedziesz w sezonie.
Dzień 1 – Gorące źródła i punkty widokowe
Pierwszego dnia zerwaliśmy się dosyć wcześnie. Rano mieliśmy zabukowane gorące źródła w Caldeira Velha. Rezerwację zrobiłam na dużo wcześniej przez internet i dobrze na tym wyszłam, bo kolejka do wejścia była bardzo długa i wiele osób zostało odprawionych z kwitkiem.

Caldeira Velha to naturalne gorące źródła, znajdujące się w pięknym parku z bujną, zieloną roślinnością. Źródeł jest parę na 3 poziomach. Te położone najniżej są najcieplejsze. Te wyżej są nieco chłodniejsze. Na najwyższym poziomie znajduje się wodospad z basenem. Jest to piękne tło do zdjęć, ale woda jest bardzo zimna. Nam trafiła się akurat chłodna, deszczowa pogoda, która była idealna na kąpiel w ciepłej wodzie i na pewno nie w wodospadzie.

Pro Tip: Bilet wstępu kupisz na stronie. Kosztuje on 10 Euro za osobę. Dodatkowo, możesz kupić dostęp do szafki, która kosztuje 2 Euro za osobę. Na terenie parku znajdują się bardzo proste przebieralnie. Nie ma pryszniców i trzeba zabrać swój własny ręcznik.
Wypluskaliśmy się w gorących źródłach za wszystkie czasy. Spędziliśmy ponad 2 godziny tylko w jednym basenie. Ze względu na padający deszcz i zimno, było nam tam niezwykle przyjemnie.
Z gorących źródeł pojechaliśmy do Ribeira Grande, które jest jednym z większych miasteczek na północnym wybrzeżu. Tam znaleźliśmy szybko miejsce do jedzenia. Pecado Açoriano to mały bar na lokalnym markecie. Przychodzą tutaj głównie Portugalczycy w przerwie na lunch. Polecam zjeść wołowinę smażoną na kamieniu (picanha da pedra). W zestawie otrzymuje się mięso i rozgrzany kamień, na którym samemu grilluje się wołowinę. Przyprawia się ją tylko gruboziarnistą solą.

Znajdź i wynajmij swoje 4 kółka i wybierz się na wyprawę marzeń! Discover Cars pozwala Ci na porównywanie cen wynajmu aut w całej Europie. Wyszukaj ofertę, porównaj i oszczędzaj! Zobacz najlepsze ceny
Ribeira Grande oferuje także piękne widoki na ocena i klify. Można przejechać się do jednego końca promenady, tam się zatrzymać i przejść się dalej. Polecam Miraduro do Castelo i Miraduro da Palheiro. Jeżeli masz ochotę na spacer, to udaj się w kierunku Miraduro do Cintrão. My akurat nie mieliśmy za bardzo chęci na spacer i pojechaliśmy tam autem. Droga w pewnym momencie się kończy i trzeba przejechać przez pola i grząskie tereny. Nasz Fiat Panda doskonale dał sobie radę.

Ten punkt widokowy wspominam najlepiej. To miejsce, które jest oddalone od dróg i ludzi. Pyś latał dronem, a ja siedziałam i podziwiałam widoki. Napawałam się też ciszą. Wtedy dotarło do mnie, że we współczesnym świecie, nawet jeżeli jest cisza, to nadal gdzieś w oddali słychać dźwięki cywilizacji. Wtedy, na Miraduro do Cintrão słyszałam tylko fale i ptaki. Ten moment był magiczny, dotknął głęboko mojej wrażliwości. Od dawna wiem, że bardzo potrzeba mi bliskości natury, choćby małego jej fragmentu. Tam wtedy na klifie poczułam się totalnie szczęśliwa.

W okolicach Ribeira Grande znajduje się także wytwórnia tradycyjnego rumu – Mulher de Capote. Rum produkuje się tutaj od 1926 roku. Ta mała rodzinna firma jako jedyna na Azorach uprawia trzcinę cukrową. Wiele rzeczy robi się tutaj ręcznie. Produkują oni rum nie tylko o normalnym smaku, ale także o takich smakach, jak ananas, czy lukrecja.
Pro Tip: Fabrykę można zwiedzać za darmo. Wystarczy przyjechać. Krótka, 5-minutowa wycieczka jest dostępna po angielsku i portugalsku. Na końcu jest możliwość spróbowania rumu, który także można kupić w sklepiku.
Z Ribeira Grande udaliśmy się do pobliskiego jeziora Lagoa de Fogo. Znajduje się ono w środku wyspy. Jest to jezioro utworzone w kraterze wulkanu. Można je podziwiać z góry i droga, do niego wiodąca jest naprawdę przepiękna, z paroma ładnymi punktami widokowymi. Wokół jeziora są także szlaki trekkingowe. Pogoda tutaj może być zmienna i jest dość zimno, nawet w ciepłe dni. Myślę, że po same widoki warto wybrać się popołudniu. Z rana jezioro pokrywa gęsta mgła.

Nasz dzień zakończyliśmy wizytą w słynnym Rabo de Peixe. Jest to miasteczko, które zasłynęło z serialu na Netflixie o tym samym tytule. Jest to historia mieszkańców, którzy przez przypadek znaleźli wielką dostawę kokainy. Serial bardzo polecam. Odwiedzin w miasteczku – może nie do końca. Rabo de Peixe prezentuje się ładnie z samej góry. Z klifów rozciąga się ładny widok. Centrum jest też zadbane i w słoneczny dzień wygląda przyjemnie. Dopiero jak schodzi się w dół uliczki, robi się mniej sympatycznie. Przy samej promenadzie stoją dealerzy i typy spod ciemnej gwiazdy. Nikt nas tam nie zaczepiał, ale czuliśmy się bardzo nieswojo. Przystanęliśmy tylko chwilkę przy wodzie i szybko zawróciliśmy.
Dzień 2 – Wieloryby
Na nasz kolejny dzień, miałam zaplanowany rejs na obserwację wielorybów. Rejs odbywa się z miasteczka Vila Franca do Campo, które też polecam odwiedzić. Miasteczko jest cudowne. Trafiła nam się akurat ładna pogoda, więc chodziliśmy przez dwie godziny, robiliśmy zdjęcia i przystanęliśmy na kawę.

Rejs mieliśmy wykupiony z firmą Terra Azul i okazało się to byś strzałem w dziesiątkę! Widać, że ludzie tam pracujący to pasjonaci i osoby, którym naprawdę zależy na edukacji swoich klientów. Zanim wsiedliśmy na łódź, mieliśmy prezentację o tym jak ważne są oceany. Zostały nam przedstawione różne gatunki ryb, delfinów i wielorybów, żyjące w pobliskich wodach. Cała organizacja wycieczki była bardzo profesjonalna, szybka i efektywna.
Nic jednak nie przygotowało nas na prawdziwe przedstawienie. Udało nam się zobaczyć nie tylko delfiny, ale także kaszaloty. Żyją one przy azorskich wyspach, ale dostrzeżenie ich jest naprawdę dużym szczęściem. Dryfowaliśmy przez prawie godzinę i podziwialiśmy spektakl godowy kaszalotów.

Ja rezerwowałam wycieczkę na GetYourGuide. Kosztowała mnie ona około 70 Euro za osobę.
Pro Tip: Wycieczki z Terra Azul odbywają się one 3 razy dziennie i trwają około 3 godzin. Pamiętaj o kremie SPF, oraz o zabraniu czegoś ciepłego. Nawet w słoneczne dni, na oceanie jest chłodno.
Podczas rejsu, podpłynęliśmy także do wyspy Vila Franca do Campo. Jest to piękna wyspa o specjalnym kształcie, z “dziurą” w środku. Na wyspę są promy od 15.06. My opłynęliśmy ją dookoła i mogliśmy także podziwiać widoki.
Wycieczka skończyła się około godziny 15:00. Przyznam, że nie jest to najlepsza pora. Byliśmy bardzo głodni, a to jest właśnie godzina, kiedy restauracje mają przerwę do 18:00. Musieliśmy więc zadowolić się batonikami. Czas zabiliśmy jeżdżąc po okolicy. Pojechaliśmy do pobliskiego kościoła i punktu widokowego – Miraduro da Nossa Senhora da Paz, a potem na lokalną plażę.

Dopiero o 18:00 dostaliśmy stolik w restauracji Black Whale, którą mogę Ci z całego serca polecić. Doskonałe są lules – kałamarnice, oraz ośmiornica grillowana na specjalnym ceramicznym talerzu.

Dzień 3 – Furnas i ananasy
Co jeszcze robić na São Miguel? Obowiązkowym punktem programu jest Caldeira das Furnas. Jest to wyjątkowe miejsce na mapie wyspy.
Furnas Caldeiras to jeden z najbardziej imponujących obiektów geotermalnych na Azorach, będący bezpośrednim wynikiem intensywnej aktywności wulkanicznej regionu. Ten naturalny spektakl składa się z fumaroli, gorących źródeł i źródeł termalnych, a wszystko to otoczone jest wyjątkowym krajobrazem geologicznym.
Uśpiony od 1630 roku wulkan Furnas dał początek tym kalderom wulkanicznym, powstałym po zawaleniu się wierzchołka stożka, obecnie wypełnionego wodą deszczową.
Kiedy woda ta infiltruje podłoże, osiąga bardzo wysokie temperatury w pobliżu magmy. Zjawisko to powoduje powstawanie fumaroli, źródeł termalnych i źródeł gorącej wody.
(Źródło – Pico de Aventura)
Dotarcie do samych źródeł było nieco trudne i przez przypadek zajechaliśmy do Jeziora Furnas, które także polecam odwiedzić. Okoliczny park, wraz ze starym kościołem, prezentują się wspaniale. Jest to ładny teren do spacerów i trekkingu. Naprawdę warto także zajść do centrum informacyjnego. Małe muzeum, które znajduje się w środku ma dużo ciekawych informacji, a osoby tam pracujące są niezwykle entuzjastycznie nastawione do swojej pracy i naprawdę pomogą Ci zrozumieć historię i zjawiska geotermalne na São Miguel.

Dzięki przewodnikowi w tym centrum dostaliśmy informacje gdzie jechać, aby zobaczyć słynne caldeiras. Źródła są położone w miasteczku, w specjalnie stworzonym parku. Gorąca woda bulgocze w nich. W powietrzu czuć siarkę. Obok niektórych z nich są źródła z zimną wodą, z których można pić. Podobno leczą one różne dolegliwości. Miejscowi mieszają wodę z ziołami lub miodem i tworzą lekarstwa na przeziębienia, na reumatyzm i inne schorzenia.

Lunch zjedliśmy w restauracji Vale das Furnas. Na samym początku nie przekonała ona nas. Nie wyglądała na nic specjalnego. Ceny w menu były dość wysokie jak na lokalne dania, ale kiedy jedzenie dotarło na nasz stół, przekonaliśmy się, że naprawdę warto było zapłacić nieco więcej. Jeżeli lubisz wątróbkę, to bardzo polecam zjeść ją właśnie tam. Danie było przepyszne.
Pro Tip: Furnas słynie z tzw. cozidy portuguesy. Jest to specjalne danie ze zmiksowanego mięsa i warzyw. W Furnas robi się je “zakopując” jedzenie w dołach przy gorących źródłach. Po paru godzinach danie jest gotowe. Ja za nim nie przepadam i słyszałam, że akurat tam ma ono specyficzny smak i zapach, więc zdecydowałam się nie próbować.

Po lunchu pojechaliśmy jeszcze na 2 plantacje ananasów, znajdujące się przy mieście Ponta Delgada. Ananasy przyjechały do Portugalii z Wenezueli. Na Azorach jednak zaczęto uprawiać je w 19-tym wieku, kiedy choroby i bakterie zniszczyły plantacje pomarańczy. Na początku owoc ten był elementem dekoracyjnym. Dopiero później doceniono ich walory smakowe. Obecnie na São Miguel znajduje się parę plantacji, które można odwiedzić. Zwiedzanie nie zajmuje długo i jest darmowe. Po zwiedzaniu dostępne są słodkie przekąski i napoje w sklepiku. Z dwóch plantacji, które odwiedziłam polecam Plantação Ananases A Arruda. Nie jest ona może najpiękniejsza, ale miała najmilszą obsługę i największy wybór produktów do spróbowania.

Dzień 4 – Zabójczy trekking
W ciągu pobytu chcieliśmy koniecznie zrobić trekking. Obydwoje lubimy piesze wycieczki i nie robimy ich zbyt często, bo pogoda na południu Portugalii jest dla nas za gorąca. Dlatego byliśmy bardzo podekscytowani możliwością trekkingu na São Miguel.
Ten dzień postanowiliśmy spędzić przy Sete Cidades i tamtejszym przepięknym jeziorze. Trekking wybrałam z aplikacji WikiLoc. Zaczęliśmy od wspinaczki przez las na górę i punkt widokowy Vista do Rei i opuszczonego hotelu, który stoi na samym szczycie. Była to w miarę łatwa i przyjemna wędrówka. Widoki z góry były niesamowite!

Zejście na dół nie stanowiło problemu aż do pewnego momentu, kiedy trzeba było zejść nad brzeg jeziora. Ta część prowadziła przez drogę dla rowerów wyczynowych i była niezwykle stroma. Spory kawałek zjeżdżałam po prostu na tyłku.
Przy jeziorze stanęliśmy na odpoczynek i piknik. Myśleliśmy, że to koniec trudnego szlaku, ale okazało się, że czeka nas parę kilometrów trekkingu niemalże wyczynowego przy brzegu jeziora. Kiedy w końcu dotarliśmy do końca, byliśmy totalnie wyczerpani, ale bardzo z siebie dumni. Zaliczyliśmy cały dzień trekkingu, ponad 12 kilometrów i był to naprawdę intensywny wysiłek fizyczny.

Kolację zjedliśmy w O Pescador w Rabo de Peixe. Restauracja znajduje się na obrzeżach miasta, więc nie trzeba jechać do samego centrum. Przeważnie należy mieć rezerwację, bo jest to popularne miejsce. Ja mam jednak metodę, aby pojawić się zaraz po otwarciu i wtedy przeważnie dostaje się stolik od ręki. W tym miejscu polecam lapas – owoce morza, które można zjeść tylko na Azorach, oraz jedną z ryb, którą można dostać ugotowaną, grillowaną lub smażoną. Jedna ryba wystarczy na 2 osoby, zwłaszcza jeżeli zamówisz przystawki.
Dzień 5 – Deszcz i herbata
Nasz ostatni dzień niestety nie był aż tak udany. Przede wszystkim, popsuła się pogoda. Od rana padało i było bardzo duże zachmurzenie. Zjedliśmy szybko śniadanie w przydrożnym barze i pojechaliśmy na plantację herbaty – Cha Gorreana. Jest to jedna z dwóch działających plantacji na wyspie. Zwiedzanie jest darmowe. Można za darmo również spróbować herbaty lub kupić filiżankę gorącego napoju, oraz przekąski w sklepie. Plantacja ma przepiękne pola, doskonałe na zdjęcia, również w czasie deszczowej pogody.

Tego dnia udało nam się także zwiedzić pobliską miejscowość Maia. Ma ona ładne punkty widokowe. Są tam także dwa ciekawe muzea – muzeum tytoniu i mleka, ale było wtedy święto i oba miejsca były zamknięte.

Kiedy złapał nas deszcz, udaliśmy się na południe, gdzie pogoda była nieco lepsza. Zatrzymaliśmy się w Ponta Delgada na lunch w Cais da Sardinha. Tutaj mogę polecić grillowaną ośmiornicę. Restauracja jest przyjemna i ma ładny widok na port.
Tego dnia niestety nie czułam się najlepiej, więc pojechaliśmy do naszego guesthousu odpocząć. Dopiero wieczorem pojechaliśmy na kolejny posiłek do Restaurante Associação Agrícola. Jest to jedno z wielu znanych miejsc na wyspie. Jedzenie jest obłędne. Wszystko, co serwują jest lokalne. Polecam steki, oraz deser z miejscowego sera.
Pobyt na São Miguel zakończyliśmy kieliszkiem czerwonego wina z Azorów. Pięć dni nam wystarczyło, aby zobaczyć to, co na São Miguel warto zobaczyć i aby nacieszyć się pięknem wyspy. Ja na pewno wrócę, aby zrobić jeszcze parę trekkingów!
Praktyczne porady i informacje
Na wyspę dolecisz z Lizbony. Loty są niemal codziennie i w zależności od terminu, nie są drogie. Sprawdź na Skyscanner ceny i terminy.
Najlepszym czasem na odwiedziny São Miguel jest na pewno lato i wczesna jesień. Na Azorach pogoda zawsze jest mało stabilna, ale w miesiącach czerwiec – październik wydaje się, że ryzyko deszczu jest mniejsze.
São Miguel to duża wyspa i bardzo polecam wynajęcie auta. Ja odwlekałam z bukowaniem do ostatniej chwili i miałam naprawdę szczęście, że znalazłam coś w dobrej cenie. Auto rezerwowałam przez Discover Cars i zapłaciłam jedyne 140 Euro za cały pobyt.
Pro Tip: Pamiętaj, że przy wynajmie auta w Portugalii potrzebna jest karta kredytowa. Depozyt wypożyczalnia blokuje na karcie, a potem po zwrocie samochodu oddaje Ci go w ciągu paru dni.
Drogi na São Miguel są bardzo dobre i nie mają opłat. Jeździ się przyjemnie.
Na wyspie są autobusy. Dojedziesz nimi we wszystkie turystyczne miejsca.

My zatrzymaliśmy się w miejscowości Achada. Jest ona na wschodzie wyspy. Wschód jest mniej rozwinięty. W naszej okolicy nie było ani jednego sklepu, supermarketu, czy nawet restauracji. Plusem tego był brak innych turystów. W jeden z wieczorów poszliśmy na pobliski punkt widokowy na zachód słońca i byliśmy jedynymi, którzy wpadli na ten pomysł.
Jeżeli wolisz mieć dostęp do udogodnień, to polecam zatrzymanie się np. w Ribeira Grande, w Furnas, czy w Ponta Delgada. Nie będę polecać mojego guesthousu, bo był to wielki zawód, ale mogę polecić inne miejsca, które oglądałam przed wyjazdem.
Ponta Delgada
Południe wyspy
Północny wschód wyspy

Na Azorach i na São Miguel warto spróbować owoców morza i ryb. Lapas to owoce morza, które wyławiane są właśnie u wybrzeży wysp. Przygotowywane są z czosnkiem, oliwą i cytryną. Z ryb dobrym wyborem będzie tuńczyk, który jest tutaj wysokiej jakości. São Miguel słynie także z przepysznej wołowiny. Tutaj nie ma wielkich ubojni. Krowy pasą się na polach, przez co mięso jest naprawdę niezwykle dobre. Spróbuj również lokalnych serów. Queijo da Ilha to ogólna nazwa dla lokalnych serów z Azorów – znajdziesz różne warianty, często półtwarde, kremowe lub lekko ostre. Serwowane z chlebem, miodem, lub konfiturą z fig czy papai.
Azory mają także swoje wina. Vinho do Pico (białe) to najsłynniejsze azorskie wino, często produkowane ze szczepów Arinto dos Açores, Verdelho, Terrantez do Pico.
Smak: świeży, mineralny, lekko słony – idealny do ryb i owoców morza. Winnice na Pico wpisane są na listę UNESCO!
Jeżeli wybierasz się na São Miguel, oprócz standardowych rzeczy, nie zapomnij spakować:
- Placaka lub torby – Polecam zabrać coś przeciwdeszczowego. Sprawdź ten plecak z Tropicfeel. Tropic feel mają świetne produkty na takie wyprawy!
- Kurtki przeciwdeszczowej – Polecam tę z Regaty, która jest lekka i można ją łatwo spakować.
- Butów trekkingowych. Ja wzięłam ze sobą buty z Tropicfeel, które mi się sprawdziły, ale nie są one dobre na dłuższe trekkingi, czy trekkingi, gdzie teren jest mokry. Spróbuj tych butów z Tropicfeel, które są naprawdę moimi ulubionymi.
- Szortów, jeżeli jedziesz w cieplejsze dni. Bardzo polecam firmę BAM i jej produkty z włókien bambusa. La Roche Posey, oraz kosmetyki do twarzy Eveline.
- Spreju na komary. Na Azorach nie ma ich wiele, ale np. w jeden z wieczorów mieliśmy otwarte okno i do pokoju dostało się parę komarów, które nas nieźle pogryzły. W Polsce zawsze kupuję OFF i myślę, że i tutaj się sprawdzi.

Pobyt na São Miguel był dla mnie naprawdę specjalny. Przebywanie tak blisko przyrody, zobaczenie po raz pierwszy wielorybów w ich naturalnym środowisku, czy trekking z nieziemskimi widokami sprawiły, że poczułam się zrelaksowana, pełna energii i nabrałam chęci na inne przygody na Azorach.
Bardzo polecam odwiedziny São Miguel, szczególnie, jeżeli szukasz miejsc, gdzie nie będzie aż tak gorąco, chcesz aktywnie spędzić czas i spróbować dobrego jedzenia. Jest to super pomysł na wakacje w naturze.