Wycieczka poza Chiang Mai: Glamping i camping w regionie Mon Jaem
Destinations
Chiang Mai
Joanna Horanin
Podoba ci się moja strona?
Current condition
Pogoda Chiang Mai
Miejscowe opady deszczu w pobliżu
21.5℃
Temperatura
Czuje się jak 21.5℃ 😎
1
Indeks UV
Niski
2
Indeks jakości powietrza
Średnia
Ostatnia aktualizacja o 3.10.2024, 16:00
Cześć, jestem Asia, autorka bloga The Blond Travels. W świecie Tajlandii i Portugalii czuję się jak ryba w wodzie - nie bez powodu! Tajlandię odkrywam od przeszło dekady, a w Portugalii jestem na dobre już od 6 lat. Moją misją jest wspierać Marzycieli - takich jak Ty - w odkrywaniu tych fascynujących krajów oraz pomagać zakochanym w nich znaleźć swoje własne miejsce na ziemi, i to najlepiej na stałe! Razem odkryjmy te unikatowe zakątki świata.
Jeśli kochasz naturę i góry, to na pewno Chiang Mai jest doskonałym miejscem na wakacje. Parę dni spędzonych w mieście może być połączone z wyjazdem gdzieś poza turystyczne szlaki, poznaniem czegoś nowego i oderwaniem się od hałasu i zgiełku. Dzisiaj zapraszam Cię na wycieczkę poza Chiang Mai, a dokładnie do Mon Jaem, regionu sławnego z niskich temperatur i pięknych krajobrazów.
Za każdym razem, kiedy jestem na północy staram się wyjechać gdzieś, gdzie znajdę ciszę i spokój. Niedawno odwiedziłam Mae Kampong, o którym pisałam już wcześniej i które to miejsce serdecznie Ci polecam. Tym razem pojechałam gdzieś indziej. Zaintrygowana nowym trendem w Tajlandii – glampingiem – postanowiłam spróbować i udałam się na jedną noc do Mon Jaem.
Camping lub glamping w Tajlandii jest dość prosty do zorganizowania, nawet jeśli nie masz swojego sprzętu. W bardzo prosty sposób możesz wyjechać, wypożyczyć namiot i zostać w tajskich górach na parę nocy. Ciekawy jak było w Mon Jaem? Czytaj dalej.
Parę słów o Mon Jaem
Mon Jaem lub też Mon Chaem to górzysty region niedaleko Chiang Mai, na północy Tajlandii. Teren zamieszkany jest nie tylko przez Tajów, ale także przez mniejszości narodowe, jak np. plemię Hmong.
“Chiang Mai Przewodnik” – niezbędny przewodnik, idealny na pierwszą podróż. Odkryj te najważniejsze miejsca, jak i te mniej znane, zobacz atrakcje poza miastem, zjedz najlepsze jedzonko i otrzymaj kupony zniżkowe na wycieczki! Dowiedz się więcej! →
W Mon Jaem znajdziemy małe wioski i sporo farm, które razem tworzą ciekawy krajobraz. Jest tu także nieco terenów zielonych, oraz parę bardziej znanych atrakcji, jak np. ogród botaniczny, czy wodospad Mae Sa.
Na glamping w Mon Jaem wybraliśmy się z samego rana w sobotę. Nocleg zarezerwowaliśmy przez Booking.com. Wybraliśmy miejsce, które miało ładne zdjęcia i którego nazwa nie miała tłumaczenia na angielski. Liczyliśmy na ciszę, spokój i ciekawe doświadczenie związane z glampingiem.
Droga do naszego miejsca zakwaterowania
Do Mon Jeam wybraliśmy się z Pysiem skuterem. Wyjazd z Chiang Mai i jazda po ruchliwych tajskich drogach jest zawsze nieco stresująca. Pierwsze kilometry to przejazd przez okoliczne miasteczka i drogę szybkiego ruchu, po której zawsze jeżdżą tiry i większe auta.
Dopiero kiedy skręca się w lewo, w stronę Mon Jaem, można poczuć wiatr na twarzy i nieco wolności.
Do naszego miejsca przeznaczenia jechaliśmy tylko z jednym przystankiem, gdzie zrobiliśmy parę zdjęć.
Im dalej jechaliśmy w górę, tym było chłodniej i bardziej pochmurno aż w końcu zrobiło się tak zimno, że trzeba było ubrać bluzy, a ja założyłam szalik!
Mapa pokazywała nam, że dojechaliśmy. Stanęliśmy skuterem pod wzniesiem, na którym ustawione były w grupkach namioty wyglądające jak igloo.
Na słupie widniał znak z tajską nazwą zakwaterowania, która pasowała do tego, co mieliśmy na Booking.com. Zostawiliśmy skuter na dole i poczłapaliśmy do góry.
TakeMeTour łączy lokalnych przewodników z turystami. Oferują oni prywatne wycieczki, podczas których dowiesz się więcej o kulturze i poznasz mieszkańców.
Cały teren wydawał się opuszczony. Dopiero po paru minutach trafiliśmy na małą rodzinkę. Pokazałam im naszą rezerwację, ale szybko okazało się, że nikt nie potrafił czytać. Odesłano nas więc do pobliskiego domu, gdzie bardzo miła pani po tajsku wytłumaczyła nam jak dokładnie dojechać do naszego glampingu.
Musieliśmy zejść po skuter, podjechać kilka metrów, skręcić w błotnistą uliczkę, skręcić w prawy i dopiero za parę metrów dojechaliśmy do właściwego miejsca.
Na zewnątrz bawiła się grupka dziecki, które dosłownie zamarzły i otworzyły zdziwione buzie, kiedy nas zobaczyły. Jedna z dziewczynek zawołała tatę, który również wydawał się nieco zafrasowany. Tutaj zdecydownie przydały się moje lekcje tajskiego.
Tata dzieciaków, skacząc jak kozica, zabrał nas na samą górę do naszego igloo. On dotarł tam bez jednej kropli potu, my się lekko zasapaliśmy.
Sam namiot był spory i nawet z podwójnym łóżkiem, szafką i fotelem, nadal było sporo miejsca do chodzenia i zostawienia toreb. Każde igloo wyposażone było w prywatną, bardzo prostą, łazienkę z bieżącą, ciepłą, wodą, prysznicem i toaletą w zachodnim stylu (gdzie nie trzeba kucać).
We wszystkim najlepszy był chyba widok z tarasu, na którym mieliśmy również stół, krzesła i dwa małe taborety.
Całość kosztowała nas 40 Euro za noc i myślę, że jest to dość wysoka cena za te warunki. Z drugiej jednak strony, było to świetne doświadczenie.
Popołudnie w Mon Jaem
Po krótkim rozeznaniu pojechaliśmy na poszukiwanie jedzenia.
W okolicy jest parę knajp i kafejek. Nie ma tego zbyt dużo, ale w ciągu dnia znajdzie się na pewno coś do przekąszenia.
Po drodze weszliśmy do programu Nong Hoi. Jest to królewski projekt, który powstał, aby nauczyć lokalną ludność uprawy różnych roślin, warzyw i owoców i ułatwić im odejście od uprawy opium.
Kiedyś było to miejsce o wiele mniej popularne wśród Tajów. Obecnie zmieniło się i wiele rzeczy nie jest już darmowych. Całą działkę podzielono na małe ogródki, stworzone specjalnie pod insta-fotki. Aby wejść do jednego z nich trzeba zapłacić 20-40 Bahtów.
Nie ma tam już restauracji, która miała przepiękny widok. Została z niej tylko mała część, która nadal serwuje dobre, tajskie dania.
Z Nong Hoi udaliśmy się na kawę z widokiem i w końcu, pod wieczór, znaleźliśmy restaurację.
Mookata – Dopełnienie dnia
Na wieczór zamówiliśmy mookatę – tajski grill. Jest to dość powszechna praktyka w miejscach popularnych wśród Tajów.
Gdziekolwiek prowadzi Twoja podróż: Nieodebrane loty, zgubione telefony lub nagła choroba mogą łatwo uszczuplić konto bankowe i zrujnować wakacje. Właśnie dlatego korzystam z usług World Nomads. Ubezpieczenie podróżne →
Dla gości przygotowywany jest cementowy kubeł, w którym żarzą się węgle. Na to nakłada się metalowy talerz z uwypukleniem po środku. Brzegi jedzący obelwają zupą, podaną w czajniku. Do tego dodaje się zioła i warzywa. Uwypuklenie dobrze jest wtedy natrzeć słoniną i już wtedy możemy położyć na nie mięso lub owoce morza.
Mookata może być wege, ale trzeba o tym poinformować hostów. Niestety, w górach, przy nieznajomości tajskiego, może być ciężko. Dodatkowo, radzę wziąć wege mookatę tylko wtedy jeśli każdy z grupy nie je mięsa. W przeciwnym razie soki z mięsa i tak spłyną do gotującej się wody.
W nocy temperatury tutaj mogą spaść nawet do 5 stopni. Nie wiem ile wynosiły one podczas mojego pobytu, ale na pewno gorąco nie było.
Na twardym jak skała łóżku mieliśmy tylko jeden kocyk. Było nam tak zimno, że zdecydowaliśmy się spać we wszystkich ciuchach, jakie mieliśmy. Wtuleni w siebie zasnęliśmy szybko.
Dopiero nad ranem temperatura wydawała się wyższa i było bardziej komfortowo. Niestety, nie poleżeliśmy zbyt długo, bo duża wilgotność powietrza sprawiła, że z sufitu spadały na nas wielkie krople wody.
Powrót przez sad mandarynkowy
Śniadanie, złożone z ryżowej zupy kao dtom, zjedliśmy na campingu. Chwilę później, zebraliśmy rzeczy i udaliśmy się w drogę powrotną.
Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę w lokalnej kawiarni na wspaniałą, przepyszną kawę, a następnie pojechaliśmy zobaczyć sady mandrynkowe.
Wstęp do My Garden kosztował 70 Bhatów. Przy wejściu wzięłam mały koszyk i sekator i nazbierałam trochę mandarynek.
Zwiedzanie sadu nie było może zbyt ekscytujące, ale ogród był przepięknie położony.
Do Chiang Mai wróciliśmy popołudniu. Byliśmy nieco niewyspani po zimnej nocy i nasze ciała potrzebowały masażu i ciepłego, miękkiego łóżka.
Taka wycieczka poza Chiang Mai była na pewno miłym uzupełnieniem naszego miesięcznego workation, choć nie wiem do końca czy zdecydowałabym się na glamping w Mon Jaem w styczniu po raz kolejny.
Pobyt w Mon Jaem – Dodatkowe informacje
Chcesz także wybrać się poza Chiang Mai? Masz ochotę spędzić parę dni w Mon Jaem? Oto co warto wiedzieć!
Co jeszcze zobaczyć i zwiedzić w Mon Jaem?
W Mon Jaem i okolicy możesz zwiedzić parę fajnych miejsc.
Odradzam korzystania z atrakcji typu crockodile farm, czy elephant camp, gdzie wykorzystuje się zwierzaki na potrzeby turystyki.
Kiedy najlepiej pojechać?
Zawsze najlepszy sezon na zwiedzanie północy to grudzień-marzec. Pamiętaj jednak, że jest wtedy bardzo zimno w nocy.
Odradzam wyjazdu w porę deszczową, gdyż drogi mogą być niebezpieczne. Także pora sucha – marzec – maj to nienajlepszy czas. Wypala się wtedy okoliczne pola i nad krajem wisi gęsty smog.
Jak dojechać do Mon Jaem?
Do Mon Jaem możesz dojechać skuterem lub swoim wypożyczonym autem. Droga zajmuje około godziny. Jest to na pewno najbardziej elastyczny sposób podróżowania.
Jeśli natomiast nie chesz prowadzić pojazdu, to możesz wynająć kierowcę na cały dzień lub ustalić, że Cię zawiezie i odbierze kolejnego dnia. Transport zarezerwować możesz przez 12GoAsia.
I to byłoby na tyle. Mam nadzieję, że Twój pobyt w Chiang Mai będzie jeszcze lepszy i bardziej urozmaicony dzięki glampingowi w Mon Jaem. Baw się dobrze, a jeśli masz pytania, zostaw je w komentarzu!