Podróże

Krótka historia o przejściu granicznym z Wietnamem

Joanna Horanin

Podoba ci się moja strona?

Cześć, jestem Asia, autorka bloga The Blond Travels. W świecie Tajlandii i Portugalii czuję się jak ryba w wodzie - nie bez powodu! Tajlandię odkrywam od przeszło dekady, a w Portugalii jestem na dobre już od 6 lat. Moją misją jest wspierać Marzycieli - takich jak Ty - w odkrywaniu tych fascynujących krajów oraz pomagać zakochanym w nich znaleźć swoje własne miejsce na ziemi, i to najlepiej na stałe! Razem odkryjmy te unikatowe zakątki świata.

O świcie opuściliśmy Muang Kua i ruszyliśmy w kierunku granicy z Wietnamem. Przez parę godzin jechaliśmy po krętych drogach i wertepach. Bezskutecznie próbowałam się zdrzemnąć.

Mijaliśmy wielkie ciężarówki, które ledwo mieściły się na wąskiej drodze. Od czasu do czasu jedna z tych ciężarówek zapadała się w dziurę w jezdni i już było wiadomo, że ciężko ją będzie stamtąd wyciągnąć. Nasz kierowca niewiele sobie z tego robił i parł do przodu, trąbiąc złowieszczo na każdy nadjeżdżający samochód.

W końcu dojechaliśmy do laotańskiej granicy. Na nasze paszporty czekaliśmy około pół godziny, po czym wsiedliśmy do vana i ruszyliśmy górską drogą dalej. Na samym jej końcu stał piękny, nowy, biały budynek otoczony polami ryżowymi i lasem. Po podwórku chodziły kury, psy spały w cieniu drzew, a wkoło panowała cisza i spokój. Budynek wietnamskiej straży granicznej przypominał nieco dworek feudalny.

W wejściu stało paru żołnierzy, którzy z uśmiechem zaprosili nas do środka. Wnętrze posterunku było chłodne i ciemne, a jego centralne miejsce stanowił wielki pomnik Ho Chi Minha.

Bardzo młody oficer grzecznie kazał nam wejść do małego pokoju. ‘Witamy w Wietnamie’ – powiedział – ‘Macie szczęście. Dzisiaj pogoda jest piękna i droga do Dien Bien Phu będzie bardzo przyjemna. Podróż zajmie wam 2 godziny. Stamtąd możecie złapać autobus do Hanoi lub Sapy. Możecie spędzić też tam parę dni i zobaczyć muzeum poświecone bitwie pod Dien Bien Phu. U nas możecie też zamienić pieniądze po bardzo dobrym kursie. Czy mogę zobaczyć wasze paszporty?’

To było chyba najlepsze powitanie jakie przyszło mi kiedykolwiek usłyszeć od urzędnika straży granicznej. Oficer cały czas żartował, uśmiechał się i, tak jak obiecał, wymienił nam dolary na dongi po bardzo dobrym kursie. Zabrał nam nasze paszporty i podał urzędnikowi siedzącemu za wielkim, mahoniowym biurkiem.

Minęła chwila i urzędnik wezwał mnie do siebie.

‘Bardzo przepraszam’ – powiedział – ‘nie wiem co się stało, ale twoja wiza i wiza twojej siostry mają daty ważności od 5-go lutego, a dzisiaj jest dopiero 2-gi’ O cholera! Zupełnie zapomniałam sprawdzić datę na wizie! Wokoło nie było ani hosteli ani żadnego innego miejsca gdzie mogłybyśmy przeczekać 3 dni. Miałyśmy dwa wyjścia: albo wrócić do Muang Kua, albo spać na podłodze na przejściu granicznym.

Oficer, który nas tak uprzejmie przyjął, i urzędnik za biurkiem ucięli sobie krótką pogawędkę. Zabrali nasze paszporty i zniknęli w drugim pokoju. Zaczęłam się porządnie martwić. Naprawdę nie chciałam spędzić 3 dni ani w Muang Kua ani na granicy.

Oficer wrócił z uśmiechem na twarzy. ‘Ok’ – zaczął – ‘porozmawiałam z szefem i powiedział, że możecie jechać dalej. Zmienimy wam tylko daty na wizach. Teraz w Wietnamie jest Tet – nowy rok – i to jest nasz dobry uczynek’.

Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo się ucieszyłam! Dzięki bogu za Tet i za tego młodego oficera!

Parę minut później byłam z powrotem w vanie i jechałam w stronę Dien Bien Phu.