
Podróże
Odwiedzasz Tajlandię? Nie jeździj na słoniach!
Destinations

Joanna Horanin

Cześć! 👋 Jestem Asia, autorka bloga The Blond Travels. Jeśli uważasz, że moje artykuły są pomocne, będę Ci bardzo wdzięczna, jeśli dołączysz do mnie na Instagramie lub . Wsparcie od czytelników takich jak Ty wiele dla mnie znaczy i pomaga utrzymać tę stronę przy życiu. Dziękuję! 🙏
Słoń – symbol Tajlandii. Zwierzę, które uważane jest tutaj za święte, przynoszące szczęście i dobrobyt, od wieków używane do budowy tam i wycinki drzew. Dla turystów jest to spora atrakcja. Niestety, jak to często bywa, zwierzęta bardzo często cierpią z tego powodu. Jeżeli wybierasz się do Tajlandii na wakacje, unikaj przejażdżek na słoniach.
Obecnie w Tajlandii na wolności żyje 2000-3000 tych zwierząt, a 2,700 jest własnością prywatną, lub rządową, i używana jest przede wszystkim w celach turystycznych. Broszury, które oferują wakacje w Krainie Uśmiechu pełne są zdjęć szczęśliwych turystów na grzbietach tych majestatycznych zwierząt. Nic więc dziwnego, że każdy kto tutaj przyjeżdża chce doświadczyć takiej atrakcji. Ze wstydem muszę przyznać, że kiedyś też należałam do tej grupy turystów. Wcześniej jednak nie wiedziałam tego, co wiem dzisiaj.

Moja edukacja na temat wykorzystywania słoni w turystyce zaczęła się w Elephant Nature Park, do którego wybrałam się już parokrotnie. Tam właśnie, po raz pierwszy usłyszałam o niesamowitym cierpieniu, którego doświadczają słonie trzymane w niewoli.
Oto jak wygląda przykładowy dzień w parku, czego możesz się tam spodziewać i dlaczego nie warto jeździć na słoniach w Tajlandii.
Zarezerwuj swoje miejsce wcześnie!
Elephant Nature Park słynie ze swojej charytatywnej działalności na rzecz nie tylko ochrony i ratowania słoni z niewoli, ale także ochrony lasów i rozwijania dziedzictwa kulturowego wśród ludności zamieszkującej tereny górskie.

“Chiang Mai Przewodnik” – niezbędny przewodnik, idealny na pierwszą podróż. Odkryj te najważniejsze miejsca, jak i te mniej znane, zobacz atrakcje poza miastem, zjedz najlepsze jedzonko i otrzymaj kupony zniżkowe na wycieczki!
Dowiedz się więcej! →
Mieliśmy niesamowite szczęście, że udało nam się zarezerwować miejsca. Obecnie Elephant Nature Park jest oblegany przez turystów i bilety trzeba bukować na parę miesięcy na przód. Przez ostatnio lata miejsce to obrosło niemalże w legendy. Było to jedno z pierwszych sanktuariów tego typu i na pewno też dlatego tak trudno dostać bilety do tego parku. Może to stanowić problem dla tych, którzy chcą podróżować spontanicznie. Nic jednak straconego. Obecnie wokół Chiang Mai powstało wiele podobnych parków, które równie dobrze opiekują się zwierzętami. Polecam usługi Take Me Tour, gdzie znajdziesz szereg wycieczek do sanktuariów słoni. Sama skorzystałam z ich usług i muszę przyznać, ze byłam bardzo zadowolona. Take Me Tour to organizacja, która zrzesza niezależnych przewodników. Wycieczka z nimi to zupełnie inne doświadczenie niż zorganizowana wyprawa z biurem turystycznym.
Lek – mała kobieta o wielkim sercu
Dzień zaczęliśmy wcześnie, około 8 rano. Mini bus, należący do Parku, odebrał nas z hostelu. Nasz przewodnik, mówiący biegle po angielsku, wytłumaczył nam w skrócie jak będzie wyglądał nasz dzień i czym dokładnie zajmuje się park. W ciągu godzinnej jazdy oglądnęliśmy też film dokumentalny o założycielce Parku – Sangduen Lek Chailert. Lek, jak ją wszyscy nazywają, wychowała się w małej wiosce, w północnej części Tajlandii. Kiedy była małą dziewczynką jej rodzina przygarnęła osieroconego słonia, który stał się jej kompanem i przyjacielem. Po ukończeniu studiów Lek postanowiła poświęcić życie ratowaniu słoni i otworzyła Elephant Nature Park. O Lek i jej parku powstało wiele filmów dokumentalnych i artykułów. Jest ona też laureatką paru ważnych nagród, wśród których znajduje się również Polish Foundation Award.
Poranek w Elephant Nature Park
Kiedy wchodzisz na teren Elephant Nature Park to nagle wydaje ci się, że właśnie przeniosłeś się do zupełnie innego wymiaru. Wielki teren otoczony jest zielonymi górami, i lasami. Nie ma wokół nic, co mogłoby zakłócać spokój przechadzających się wszędzie słoni. I to jest właśnie w tym wszystkim niezwykłe – słonie, bez łańcuchów, bez uwięzi, chodzące gdzie tylko mają ochotę. Widziałam już parę razy z bliska te cudowne zwierzęta, ale za każdym razem były one do czegoś przywiązane. Tym razem mogłam podziwiać je prawie tak samo, jakby były zupełnie na wolności. Prawie – bo teren parku jest ogrodzony. Większość słoni nigdy nie będzie żyła zupełnie dziko, bo prawie wszystkie z nich są stare, schorowane, za bardzo uzależnione od człowieka. Istnieje też duże ryzyko, że po ich uwolnieniu znowu dostaną się w czyjeś nieodpowiedzialne ręce, a to przeważnie kończy się dla zwierząt torturami i śmiercią.
Na początku odwiedzin zatrzymaliśmy się na karmienie. Słonie podchodziły do dużego drewnianego tarasu, na którym staliśmy i wyciągały trąby po owoce i warzywa. Każdy ze słoni miał swojego przewodnika, z którym był bardzo związany i który dbał o to, żeby słoń nie zrobił sobie ani nam krzywdy.
Przewodnicy nie używają wobec słoni metalowych haków, które zobaczyć można podczas turystycznych przejażdżek. Haki to powszechnie stosowany sposób na wymuszanie posłuszeństwa u zwierząt. Przeważnie, kiedy słoń nie robi tego, czego się od niego oczekuje, hak wbijany jest w przednią część głowy zwierzęcia, najbardziej wrażliwe miejsce na ciele. W Elephant Nature Park takich metod i narzędzi nie znajdziecie.

Karmienie tych olbrzymów jest naprawdę fascynującym przeżyciem. Nie tylko można po raz pierwszy poczuć jaka jest naprawdę skóra słonia, ale także doświadczyć ich ciekawości i inteligencji. Dla bezpieczeństwa nie można było za bardzo zbliżać się do barierek, dzielących odwiedzających od zwierząt, ale to zupełnie nie przeszkadzało im przeszukiwać trąbą kosze z owocami, w poszukiwaniu ich ulubionych kawałków, no i naszych kieszeni w nadziei, że tam też coś znajdą.
Edukacja przede wszystkim
Po karmieniu udaliśmy się na mały spacer, gdzie co chwila spotykaliśmy stado słoni. Były wśród nich małe, paromiesięczne słoniątka i staruszki. Do jednych można się było zbliżać i głaskać (niektóre bardzo lubiły drapanie koło ucha), od innych powiedziano nam żeby trzymać się z daleka. Przez dłuższy czas przyglądaliśmy się jak mała grupa słoni taplała się w brązowym błocie. Odwiedziliśmy szpital, w którym pracują wolontariusze z całego świata. Pomagaliśmy przy obieraniu owoców i warzyw na kolejne, popołudniowe karmienie.

Cały czas nasz przewodnik edukował nas o tym jak traktowane są te majestatyczne zwierzęta w Azji. Przeważnie używa się ich do przejażdżek dla turystów, ale też do wycinki lasów i transportu drzewa w dżungli. Proceder ten jest w Tajlandii nielegalny, ale nadal na terenach, do których trudno jest dotrzeć, ludzie używają w tym celu słoni. Nie byłoby w tym nic złego, zwierzęta te od wieków służyły człowiekowi, gdyby nie to w jaki sposób się je trenuje.
Phajaan – łamanie ducha
Słoń, po schwytaniu, lub nawet taki, który urodził się w niewoli, związywany jest liną, tak żeby nie mógł uciec i zaganiany jest do małego, drewnianego boksu. Słoń jest też dźgany wielokrotnie wspomnianymi hakami, nie tylko w głowę, ale również w inne części ciała.
Boks jest tak zbudowany, by słoń nie mógł się w ogóle ruszać. Drewniane belki wbijają się w jego skórę. Nie ma dostępu do wody ani jedzenia. Nie pozwala mu się też spać. Słonia tak trzyma się od 3 dni do tygodnia, zależnie od tego jak bardzo zwierzę stawia opór, i przez ten cały czas bije się go i używa haków do ranienia go w różne części ciała.
Ta sama metoda jest stosowana przy ‘tresurze’ słoni do turystycznych przejażdżek. Sama przejażdżka na słoniach jest dla nich bardzo bolesna. Nie tylko ze względu na ciągłe kłucie ich metalowym hakiem, ale także na wielką, ciężką ławkę z paroma turystami, którą słoń musi dźwigać parę godzin dziennie. Prowadzi to do zniekształceń kręgosłupa i nieznośnego bólu.
Zobacz na czym polega tzw. ‘phajaan’
Taka atrakcja turystyczna może też skończyć się nieszczęśliwie. Niedawno pewien turysta z Wielkiej Brytanii został stratowany przez słonia po tym jak zwierzę na którym siedział wpadło w szał. Podobne wypadki zdarzają się bardzo często. Słonie albo zachowują się agresywnie przez warunki w których są trzymane, albo przez hormony, które wydzielane są przez samce raz w miesiącu i które wywołują u słonia taką właśnie reakcję.
Po lunchu, który składał się w całości z dań wegetariańskich, nasz przewodnik zaprosił nas do obejrzenia kolejnego filmu dokumentalnego. Tym razem ostrzegł nas, że film zawierał drastyczne sceny i ci o słabych nerwach nie powinni go oglądać. Ja, co prawda, jestem wrażliwa, ale zdecydowałam się na obejrzenie dokumentu. Przez około godziny pokazywany był cały proceder tresury słonia. Część widowni wyszła, dzieci których rodzice mimo ostrzeżeń zabrali na film płakały, ja co chwilę zamykałam oczy….
Dokument wspomniał też kolejną ważną rzecz. Na niektórych ulicach miast w Tajlandii można spotkać małe słoniątka ze swoimi właścicielami, proszących o pieniądze. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że nie ma w tym nic złego. Jednak, okazuje się, że te słonie nie tylko trzymane są w okropnych warunkach, bez wody i cienia, które są im niezbędnie potrzebne, ale też budowa ich ciała nie jest przystosowana do życia w mieście. Ich stopy i nogi, mimo że tak wielkie, są bardzo wrażliwe na wibracje podłoża. W mieście, gdzie przejeżdżają samochody i obok nich przechodzi tysiące ludzi, wibracje są tak intensywne, że u zwierzęcia wywołują ból.
Trzymanie słoni w miastach jest nielegalne i rzadko można je spotkać na ulicach. Co biedniejsi Tajowie cały czas jednak łamią prawo.
Po obejrzeniu filmu nasz przewodnik zabrał nas na kolejną wycieczkę po Elephant Nature Park i kolejne karmienie. Tym razem spotykaliśmy stado słoni nad rzeką. Była to mała rodzina, do której bez obaw mogliśmy się zbliżyć. Słonie pozwoliły nam nawet na małe przytulanko.
Kąpiel
Na sam koniec dnia popluskaliśmy się w małym strumieniu. W Elephant Nature Park nie ma siadania na grzbietach zwierząt i zanurzania się w wodzie, jak to widać na broszurach reklamujących inne miejsca ze słoniami. Tutaj byliśmy tylko my, plastikowy kubeł i spokojnie stojące w strumieniu słonie. Po 15 minutach polewania tych olbrzymów kubłami wody, wydawało mi się, że odpadną mi ręce.
Korekta: obecnie taka kąpiel ze słoniami jest w parku zabroniona. Lek postanowiła ograniczyć jeszcze bardziej kontakt zwierząt z turystami.

Dzień skończyliśmy z jedną z ulubienic naszego przewodnika – starą słonicą, uratowaną z jednej z okolicznych hodowli. Staruszkę oślepiono po tym, jak wpadła w szał, widząc jak jej jedyne dziecko okaleczają metalowym prętem.
Parę dni później moi znajomi siedzieli w jednym z barów, do którego chodzą przede wszystkim bogaci, młodzi Tajowie. Kiedy na ulicy pojawił się mężczyzna prowadzący małego słonia (co w Chiang Mai się w ogóle nie zdarza), część z gości robiła sobie z nimi zdjęcia. Byli jednak i tacy, którzy dzwonili na policję.

“Chiang Mai Przewodnik” – niezbędny przewodnik, idealny na pierwszą podróż. Odkryj te najważniejsze miejsca, jak i te mniej znane, zobacz atrakcje poza miastem, zjedz najlepsze jedzonko i otrzymaj kupony zniżkowe na wycieczki!
Dowiedz się więcej! →
Tajlandia ma długą drogę do pokonania jeśli chodzi o prawa zwierząt. Brak jest edukacji i uświadamiania ludziom jak bardzo dużą wyrządzają innym krzywdę. Panująca we wioskach bieda nie pomaga. Lubię jednak myśleć, że dzięki Lek i podobnym jej osobom, to zacznie się zmieniać. A tymczasem, jeśli planujesz odwiedzić Tajlandię, skreśl z listy przejażdżkę na słoniu. Zamiast tego odwiedź Elephant Nature Park w Chiang Mai.
Jeżeli nie możesz kupić biletu do ENP lub nie stać Cię na odwiedziny, zajrzyj do mojego kolejnego artykułu o tym jak wybrać sanktuarium dla słoni w Tajlandii.
