Cześć, jestem Asia, autorka bloga The Blond Travels. W świecie Tajlandii i Portugalii czuję się jak ryba w wodzie - nie bez powodu! Tajlandię odkrywam od przeszło dekady, a w Portugalii jestem na dobre już od 6 lat. Moją misją jest wspierać Marzycieli - takich jak Ty - w odkrywaniu tych fascynujących krajów oraz pomagać zakochanym w nich znaleźć swoje własne miejsce na ziemi, i to najlepiej na stałe! Razem odkryjmy te unikatowe zakątki świata.
Wiedziałam, że z Phayao się polubimy. Jakoś czułam to w kościach. Zabukowałam bilet z Chiang Mai i nawet nie było mi tak przykro, że stamtąd wyjeżdżam. Przeczuwałam, że to małe miasto nad jeziorem będzie kolejnym mniej znanym miejscem w Tajlandii, które przypadnie mi do gustu.
Przyjechaliśmy z Pysiem do Phayao późnym popołudniem. Żar lał się z nieba. Na ulicach nie było nikogo, oprócz psa, który wygrzewał się na słońcu. Do hotelu mieliśmy 5 minut piechotą. Szybkim krokiem, z myślą o prysznicu i klimatyzacji, dostaliśmy się do miejsca zakwaterowania.
Pierwsze wrażenia miasta
Uśmiechnięty i nieśmiały pan przywitał nas w wielkiej, ciemnej recepcji. Za biurkiem jego dwie córki siedziały na krzesłach z nosami w telefonach. Nie odrywając wzroku od ekranów, podawały mu to, co chciał. A to klucze do naszego pokoju, a to ulotki, a to coś jeszcze. Pan śmiał się przy tym serdecznie, choć widać było, że wolałby, aby córki były nieco bardziej kontaktowe z gośćmi.
Nasz pokój był duży, ale sporo brakowało mu do czystości. Przy suficie wisiały pajęczyny, zlew był pokryty kurzem i zaciekami, a pod prysznic wchodziliśmy w klapkach.
Z dużego okna widzieliśmy pobliskie jezioro i otaczające je góry. Aby je zobaczyć z bliska, poczekaliśmy do wieczora aż przejdzie najgorszy upał.
Podróżuj lokalnie autobusami i pociągami! Z 12Go możesz łatwo zabukować bilety na transport w Tajlandii, Malezji, Kambodży i w innych krajach. Oszczędź sobie stresu, czasu i pieniędzy. Zarezerwuj bilet teraz
W Tajlandii widziałam już wiele zachodów słońca, w różnych miejscach. Niektórzy mówią, że najpiękniejsze są na Koh Tao. Ja myślę, że nie ma w Tajlandii równych temu w Phayao.
Największą atrakcją miasta jest jezioro. To tutaj przychodzą mieszkańcy wieczorem, aby się ochłodzić. Rozkładają koce, grają w gry, słuchają ulicznych grajków, spotykają się na randki. Przed ich oczami rozpościera się widok na wodę. Na horyzoncie powoli słońce chowa się za górami, a światło z minuty na minutę to totalnie inna feria barw – od żółtego, przez pomarańczowe, po różowe.
Gdzieś w połowie promenady jest mały domek z drewnianym mostkiem. Przy nim bujają się leniwie długie, drewniane łodzie, oplecione zielonymi pędami kwiatów lotosu. Po drugiej stronie ulicy powoli zapalają się światła. Rozkładają się kapele, które przez parę godzin będą grały tajskie hity w wersji akustycznej. Okoliczne bary i knajpki przygotowują się do wieczornego handlu.
Jedzenie i życie nocne
Tego pierwszego dnia przeszliśmy promenadę od początku do końca. Kiedy zgłodnieliśmy, usiedliśmy w większej restauracji na powietrzu, gdzie dwa duże stoliki Tajów zajadało się rybą i owocami morza. Na scenie grał zespół.
TakeMeTour łączy lokalnych przewodników z turystami. Oferują oni prywatne wycieczki, podczas których dowiesz się więcej o kulturze i poznasz mieszkańców.
Phayao może zaskoczyć i odnośnie życia nocnego tak właśnie było. W tym małym mieście na prowincji jest sporo barów i restauracji, otwartych do późna, gdzie codziennie, w każdym z nich gra muzyka na żywo. Jest to naprawdę dobra muzyka, wykonywana przez młodych artystów. Tutaj można napić się piwa i zjeść doskonałą smażoną, grilowaną lub gotowaną na parze rybę – specjał Phayao.
Położone nad jeziorem miasto ma szybki i tani dostęp do świeżych ryb, które łowione są przez lokalnych rybaków. Razem z tym daniem je się oczywiście ryż, który produkowany jest w okolicy bez użycia szkodliwych pestycydów, co czyni go jeszcze smaczniejszym.
W ciągu wieczora otwarte są spore restauracje przy jeziorze. Duża popularnością cieszy się Saeng Jan, gdzie jest sporo miejsca do siedzenia, a nagłośnienie nie jest przytłaczające, dzięki czemu można i słuchać muzyki i rozmawiać przy dobrym posiłku.
Młodsze pokolenie siedzi przy piwku w mniejszych barach lub idzie do Slum Baru, które jest także miejscem spotkań lokalnej, bogatszej części społeczeństwa.
Wat Tilok Aram – Świątynia na środku jeziora
7-8 rano to moja ulubiona pora na zwiedzanie. Tego dnia wyskoczyłam z łóżka z zamiarem zwiedzenia dwóch miejsc jeszcze przed porą lunchu. Udaliśmy się znowu do promenady i do chatki, która wcześniej wyglądała tak ładnie na tle zachodzącego słońca. Stamtąd wzięliśmy jedną z drewnianych łódek za 300 THB na drugi brzeg jeziora.
W Phayao nie używa się łódek z silnikiem. Trzeba wiosłować. Panowie, którzy wożą odwiedzających po wodzie są nieco starsi, ale pełni werwy. Nie mówią po angielsku w ogóle, ale zagadani po tajsku potrafią długo mówić, nawet jeśli się ich nie za bardzo rozumie.
Ubezpieczenie podróżne i medyczne stworzone specjalnie dla cyfrowych nomadów. Można je wykupić będąc już za granicą, obejmuje wizyty w domu i działa na zasadzie miesięcznej subskrypcji.
Spokojnie, powoli, po około 20 minutach dopłynęliśmy na drugą stronę.
Są takie miejsca, które są niby zwykłe, niby mało znaczące, ale pamięta się je jeszcze długo. Ja dopisuję Wat Tilok Aram do mojej listy właśnie takich miejsc.
Umiejscowiona na wyspie, licząca sobie ponad 500 lat, statua Buddy, stoi na cegłach zrobionych ze specjalnej skały. Za nią na rozłożystym drzewie powiewają pomarańczowe wstążki z intencjami wiernych. Nie ma tu tłumów, nie ma turystów. Jest za to chłodny powiew wiatru od wody i widok na okoliczne mokradła, gdzie polują białe czaple. Tutaj mogłabym spędzać całe dnie, gapić się na przeciwległy brzeg, głęboko oddychać i czytać książki.
Nasz kierowca łódki człapał koło nas, palił papierosa, posprzątał tu i tam, a potem zaczął gadać. Z tego zrozumiałam może 30%, ale on niezrażony opowiadał jak w latach 80-tych ustawiono podwaliny pod statuę i że co roku odbywa się tu piękna parada na łódkach. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że doświadczymy tej właśnie ceremonii.
Ubezpieczenie podróżnicze dla turystów, nomadów i osób wybierających się na workation. Ważne w niemal wszystkich krajach.
Wynajęcie skutera nie było problemem. Koło stacji autobusów, w garażu siedział przy otwartych drzwiach wesoły, uśmiechnięty mężczyzna. Mówił trochę po angielsku, a wyrazy, których nie znał zastępował śmiechem, a potem tajskim słowem. Wychodziło mu to mniej więcej tak: ‘Skuter, tak. Bardzo dobry. Duży.’ – Śmiech, potem po tajsku ‘160 cc za 300 THB za dzień’. Cena była dobra, więc wynajęliśmy skuter na 2 dni.
Ruszyliśmy na południe od miasta. Tam, w górach czekały na nas wodospady.
Zanim jednak dotarliśmy do pierwszego, jechaliśmy pustymi drogami. Najpierw dwupasmówką, gdzie czas od czasu mijaliśmy albo skuter, albo auto. Potem ta droga zaczęła się zwężać i tak trafiliśmy na wioski, gdzie życie po prostu toczyło się powoli. Na ulicy nie było prawie nikogo. Przed płotami leniwie wylegiwały się psy, totalnie nieporuszone naszym przejazdem. Na podwórkach, w cieniu, czas od czasu ktoś pracował, wieszał pranie, naprawiał samochód lub drzemał.
Te drogi w końcu także się zwęziły i zmieniły w leżący na drodze żółty żwir. Przystanęliśmy raz, aby podziwiać widok, gdzie na tle zielonych wzgórz, na polu pasły się gęsi i kury. Właściciel, otoczony wychudzonymi szczeniakami wyszedł ciekawsko ku nam. Sprawdził gdzie jedziemy, pokazał gdzie jest wodospad i poczłapał z powrotem.
Ostrożnie, powoli telepaliśmy się po tym żwirze, z którego kurz pokrywał nam ubrania, plecaki i wchodził w oczy i do buzi. Kiedy droga zaczęła być trudniejsza, wyjechaliśmy w końcu na polanę, obstawioną nie tylko domkami dla duchów, ale także obwieszoną pomarańczowymi i czerwonymi materiałami. W Tajlandii tak często naznacza się miejsce święte, ale też nawiedzone przez duchy, duszki i dusze. Przy tym także chroni się drzewa przed wycinką.
Zeszliśmy ze skutera i weszliśmy głębiej w las, gdzie ścieżka wiła się na krawędzi wzgórza, ponad pędzącą w dole wodą. Suche liście, które leżały na drodze nie ułatwiały tej wędrówki. A kiedy w końcu, po trudach i znojach dotarliśmy do wodospadu, okazało się, że jest on mały i nie było tam wiele do zobaczenia.
“Typowa przygoda Joanny i Chrisa” – zaśmiał się Pyś. To prawda, często jedziemy gdzieś daleko, w nieznane, gdzie ciężko jest dojechać, a potem okazuje się, że nie jest to żadna zapierająca dech w piersiach atrakcja. To nigdy nas nie zniechęca. Po prostu lubimy całą drogę, prowadzącą tam, gdzie wzrok nie sięga.
Magiczny wodospad
Drugi wodospad wydawał się bardziej zagospodarowany. Zapłaciliśmy nawet 100 THB wstępu! Wspinaczka była lżejsza i przyjemniejsza. Wody tutaj było więcej. Otaczały ją bujne, zielone drzewa tak wysokie, że zasłaniały niebo. Pochylały się nad naszymi głowami, dając nieco wytchnienia od piekącego słońca.
Jeśli powiem, że wodopsad był magiczny, to na pewno nie przesadzę. Przy samej górze byliśmy otoczeni latającymi nam nad głowami wielkimi, kolorowymi motylami, przysiadającymi czas od czasu na kwiatach. Tylko w jednym miejscu poczułam się nieswojo, kiedy rój pszczół osiadł na jednym z kamieni koło którego trzeba było przejść.
Znajdź i wynajmij swoje 4 kółka i wybierz się na wyprawę marzeń! Discover Cars pozwala Ci na porównywanie cen wynajmu aut w całej Europie. Wyszukaj ofertę, porównaj i oszczędzaj! Zobacz najlepsze ceny
Na samej górze, na szczyt wodospadu, prowadziła drewniana drabina. Jej stare, mokre i krzywe schodki wydawały się nie być stabilne, ale Pyś wdrapał się na sam szczyt i podziwiał pięknie spływającą na dół wodę.
Dzikie pawie w Phayao
Nasza wycieczka skuterowa w okolicach Phayao trwała 2 dni. W ciągu tego czasu jechaliśmy trasami, gdzie na drogach nie było nikogo. W małych wsiach czasami spotykaliśmy kogoś, kto przeganiał tamtędy akurat krowy lub jechał gdzieś na rowerze.
Phayao już zawsze będzie kojarzyć mi się z pustymi drogami, spokojnymi wsiami i uśmiechniętymi ludźmi, machającymi mi co chwilę ze swoich podwórek. Nie dziwię się, że zapaleni motocykliści właśnie tutaj lubią jeździć po bezdrożach.
Po zwiedzeniu wodospadów mieliśmy jeszcze parę miejsc do odwiedzenia na północy od miasta, ale każda z atrakcji okazywała się być zamknięta lub po prostu opustoszała. Na koniec zostawiliśmy sobie pawie.
Dzikie pawie żyły kiedyś na wolności w północnej Tajlandii. Przez lata jednak, kiedy zaczęły niszczyć rolnikom plony, zostały przez nich prawie doszczętnie wytępione. Obecnie gubernator Phayao stara się przywrócić pawie. Ptaki te są także symbolem prowincji Phayao i ich figury i podobizny można zobaczyć niemal wszędzie. Stworzono także dla nich specjalny teren, gdzie mogą chodzić wolno i się rozmnażać. Na przyległym polu turyści mogą wyrzucać zakupioną wcześniej kukurydzę i je dokarmiać.
Miejsce podczas naszej wizyty wydawało się jednak być opuszczone, jakby lata świetności miało daleko za sobą. Zostawiliśmy skuter i ruszyliśmy na pole, które było totalnie wyschnięte przez palące słońce. Mimo, że narobiliśmy niezłego hałasu chodząc po suchych liściach, to nadal udało nam się zobaczyć rodzinę pawi przechadzających się niedaleko.
Lepszą widoczność ma się podobno wieczorem, około 6, kiedy ptaki wychodzą, aby zjeść i kiedy nie jest jeszcze tak gorąco. Podobnie jak dzikie słonie w Kui Buri, tak i tutaj zwierzęta chowają się przed najgorszym skwarem.
5 dni w Phayao – Podsumowanie
Łącznie mieliśmy zostać tam tylko 3 dni, ale zostaliśmy dłużej ze względu na Macha Bucha – buddyjskie święto światła, które w Phayao obchodzone jest szczególnie pięknie.
Pobyt ten wspominam bardzo miło. Phayao to miasto z małą ilością atrakcji, ale ma ono swoisty klimat, urok, którego nie można tutaj nie wspomnieć i które najbardziej widoczne jest, kiedy zachodzi słońce.
Jezioro w Phayao to główna arteria miasta i to tutaj trzeba przyjść z samego rana i wieczorem, kiedy lokalsi spacerują, piknikują i słuchają muzyki na żywo. To jest ten czas, który przynosi ulgę od upałów. Jeśli nie jeździsz skuterem i nie masz okazji na wyjazd za miasto, w Phayao spędź weekend. To wystarczy, aby nasycić się miastem i zobaczyć najważniejsze rzeczy. Jeśli natomiast masz ochotę na wycieczki gdzieś dalej, zostań tu dłużej. Jestem pewna, że będzie to cudownie spędzony czas.